Pokój 305.
To tam zaczęła się klątwa.
Jak tylko brat przywiezie mi rower ze starego mieszkania, przestaję jeździc MPK. Codziennie kiedy wysiadam z autobusu, albo zbiera mi się na płacz, albo już ryczę.
Mam dosyc tępych studentów ze wsi, którzy nie rozumieją, że drzwi służą do tego, aby nimi wsiadac i wysiadac, a nie stac w nich z tępym wyrazem twarzy. Mam dosyc kobiet wsiadających pod Jubilatem, do których nie dociera, że nie jestem w stanie wcisnąc się w ścianę, pomimo tego, że "jestem młoda i zdrowa i nic o życiu nie wiem". Tak samo jak wszystkich żuli wsiadających na Moście grunwaldzkim.
Nie potrafię zdzierżyc ludzi przepychających się do kasownika, zamiast podac bilet. Nie rozumiem ludzi, którzy W OGÓLE zadają sobie trud kasowania biletu, gdyż kanar nawet gdyby bardzo mocno chciał, nie będzie w stanie wejśc do tego autobusu, a już na pewno przeprowadzic kontroli.
Do szału doprowadzają mnie starsze panie, które nie siadają na wolnych miejscach przez 5 przystanków, a kiedy w końcu stwierdzam, że najwidoczniej nie chcą i czynię to zamiast nich, patrzą się na mnie jakbym wymordowała ich dzieci. Tak samo jak wszyscy ci, którzy czytają mi przez ramię zeszyt do biologii, tak jakby było w tym coś nie wiem jak pasjonującego.
W najbliższym czasie wybiję wszystkich słuchających muzyki w słuchawkach na takiej głośności, zę w zasadzie słuchawki są urządzeniem zbędnym. Następnie zabronię podnoszenia rąk do góry wszystkim mężczyznom. Potem będę torturowac wszystkich ludzi z plecakami, którzy nie dośc, że je mają, to jeszcze kręcą się z nimi jak smród po gaciach, powodując poważne obrażenia na moim ciele. I tych, którzy po kupieniu biletu w automacie, muszą koniecznie skasowac go na drugim końcu autobusu.
A na sam koniec każę się wszystkim UMYC.