Na codzień zajmował się projektowaniem grafik komputerowych, ciepły i pogodny facet, trochę po dwudziestce, błyskotliwy i utalentowany. Często ludzie podziwiali go za to jaki był, za to, że radził sobie tak dobrze, bo nie każdy przecież w wieku 19 lat sam zarabia na studia, później kończy je z wyróżnieniem i znajduje tak dobrą pracę jak on. Najprawdopodobniej ludzi przyciągał jego optymizm i niezachwiana wiara w siebie, w to, że to on trzyma los w swoich rękach i przekuwa każdą małą, bądź dużą porażkę w sukces. Łukasz, niezwykły chłopak, o nieprzecietnym intelekcie, nigdy także nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej, wręcz odwrotnie. Cieszył się niemałym i niegasnącym zainteresowaniem kobiet, obiekt pożądania nie jednej kobiety, jednak nie miał żadnej. Nikt nie wie dlaczego. Okazjonalnie sypiał z tymi, które zainteresowały go na dłużej. Zapytany dlaczego jest sam i się nie ustatkuje, odpowiadał zawsze, że to nie dla niego, jest wolnym duchem i nie chce być zależny. Tak czy inaczej, historia ta mniej lub bardziej prawdziwa, może wymyślona, może usłyszana od kogoś, a może zaobserwowana kiedyś i gdzieś, teraz wychodzi na światło dzienne. Łukasz jak codzień wracając z pracy, zaszedł po świeże pieczywo do swojej ulubionej piekarni. Oczywiście wszyscy go tam znali, bo od dobrych trzech lat robił tam codziennie zakupy. Dziś jednak, zobaczył kogoś nowego, w sklepie. Była to Anna, dziewczyna uczyła się na kasjerkę ale jak to często w takiej pracy bywa, trochę zbyt wolno jak dla starszego kolegi po fachu który co rusz ją poprawiał i poganiał.
-Zobacz ile ludzi czeka na Ciebie, uwijaj się trochę bo Cię noc zastanie!- odgłosy zza lady nie były zbyt przyjemne.
-Przepraszam, już wydaję resztę.- tłumaczyła spanikowana dziewczyna. Kiedy nadeszła kolej na Łukasza, dziewczyna wyglądała jak kłebek nerwów.
-Spokojnie Anno, powoli. Nie masz co się tak śpieszyć, rozumiem że dopiero się uczysz.- Spokojnie powiedział Łukasz, uśmiechając się do niej. Jakby iskierka nadziei błysnęła jej w oku i na znak tego spięta twarz dziewczyny trochę się rozluźniła.
-Łukasz, czego Ty ją uczysz, rozleniwi się i będe później miał problem.- rzekł sprzedawca z nutą dezaprobaty w głosie.
-Po pierwsze, to pan Łukasz jeśli chcesz się do mnie zwracać, po drugie nie lubię jak ktoś pogania kogoś nowego w pracy. Sam byłeś kiedyś nowy, pamiętasz jak było Ci miło wtedy kiedy nie wszystko wychodziło tak jak planowałeś? Daj jej trochę luzu.- Stanowczym tonem Łukasz dał do zrozumienia, że to nie jest prośba.
-Dobrze Panie Łukaszu.- sarkastycznie odpowiedział sprzedawca, mrucząc coś pod nosem. Kiedy dziewczyna zapakowała pieczywo do firmowej torebki, podając ją Łukaszowi uśmiechnęła sie i bezgłośnie wypowiedziała słowo "dziękuję". Łukasz wracając do domu, myślał o tym co zaszło dzisiaj i zanim dotarł do domu, zanotował w pamięci jedną rzecz, którą musi zrobić jeszcze przed pójściem spać. Jak co miesiąc, jego kalendarzyk w umyśle stał się bogatszy o jedno imię. Wróciwszy do domu, zjadł lekką kolację, jak każdego miesiąca kiedy miał to zrobić. W głowie powtarzał swoją mantrę, "homo homini lupus est". Dzisiejszej nocy to on będzie wilkiem. Po kolacji, ubrał swoje czarne wdzianko, wyciągnął jedną z wcześniej przygotowanych masek i zestaw swoich "narzędzi" jak je nazywał w umyśle. Był strasznie poukładany, niemalże pedantyczny, przestrzegał swojego kodeksu, który nigdy go nie zawiódł. Te kilkanaście zasad dzieliło to co robił od zwykłego mordu. Wychodząc na ulicę, kiedy gasły światła, w tym ubraniu, stawał się kimś innym. Jego zmysły wyostrzały się, czuł się inaczej. Wcześniej sprawdził godziny w których pracuje Sebastian, sprzedawca z piekarni. Wiedział też, że lubi wracać do domu piechotą, poczekał więc nieopodal jego domu, w zaciemnionym miejscu gdzie światło latarń rozstawionych po obu stronach jezdni nie docierało prawie wcale. Sebastian już nadchodził, kiedy skręcił w zaułek, którym przechodził codziennie, Łukasz wyłonił się zza zaparkowanego na rogu vana. Jednym szybkim ruchem wbił duży, lśniący nóż w jego klatkę piersiową tuż poniżej mostka. Cios idealnie trafił w serce. Śmierć nastąpiła po chwili, Na twarzy Sebastiana malowało się osłupienie i dezorientacja. Łukasz powoli wyciągnął ostrze dokładnie przyglądając się krwi która spływała z niego. Wziął prawą dłoń Sebastiana umoczył jego dwa palce w jego własnej krwii i namalował nimi znak krzyża na czole. Po czym wstał i jak gdyby nigdy nic odwrócił się i odszedł. Po drodze wyczyścił ostrze. Kiedy wrócił do domu, stwierdził, że nadal jest głodny i zrobił sobię kanapkę, ze świeżego pieczywa które dziś kupił. Nic tak nie zaspokaja głodu jak dobra kanapka z szykną. No może nic oprócz morderstwa, ale ten głód tkwi ciągle w nim i daje się tylko lekko zagłuszyć.
Notka z dedykacją dla Fallingsoul
Nie wiedziałem, że ktoś to czyta, ale skoro czytasz Ty, to masz spontaniczne bez skrupółów.
Dobrej nocki.
P.S.
interpunkcja do bani, wiem i nie chce mi się jej poprawiać.