Mija mi kolejny słodko leniwy dzień dziesięciodniowej majówki. Słucham muzyki, przy której najmilej mi się chilluje - Lany Del Rey, Marka Sandmana, Nicka Drake'a, Toma Waitsa... Piszę na fejsie z moim ulubionym kolegą oraz z koleżanką, którą kochałam, później przez dwa lata nie rozmawiałyśmy, a teraz jak gdyby nigdy nic wysyłamy sobie długie listy na messengerze, w których opowiadamy sobie o swoich studiach i obgadujemy wspólnych znajomych. W takich chwilach mam, kurczę, złudną nadzieję, że może wszystko jakoś się prędzej czy później ułoży...?