Stukam po cichu do bram szczęścia.. Nikt nie otwiera, próbując coraz głośniej, mocniej łamie sobie kości. Zaczynam krzyczeć, ale nikt mojego krzyku nie słyszy.. Krzyczę tak długo i głośno że tracę głos i słuch. Straciłam już wszysko oprucz nadzieii, która karze mi czekać pod bramą szczęścia, aż śley los uśmiechnie się i mi ktoś otworzy.
Kości sie zrosły, ale krzywo. Słuch powrócił, ale nie do końca. Głoś jest, ale ledwo słyszalny. Wstałam i od nowa powtórzyłam schemat z drzwiami , ale już nie tak głośno i silnie. Po każdym upadku jestem coraz słabsza, może kolejnym razem już nie wstane? Ale moja nadzieja każe mi walczyć o lepsze jutro tak długo jak mogę. Zobaczę ile mam jeszcze siły..