nieznośna lekkość bytu
nie lubię świąt chyba, w ogóle nie chcę o nich mówić bo każdy o nich wciąż wspomina i życzy tylko: "wesołych świąt!" jakby miało to jakieś większy znaczenie, nie wiem, jestem źle nastawiona. źle nastawiona od kiedy odkryłam, że Mikołaj nie istnieje i że byłam okłamywana przez te wszystkie lata, i gdy zdałam sobie sprawę z tego, że bezsensowne jest świętowanie jednego dnia przez który dwa wcześniejsze tygodnie są wielką otwartą wojną z wystawieniem ciężkich dział. tak czy siak, w tym roku nie było tak tragicznie (mimo, że nie obyło się bez kilku ekscesów, bo jakże by to - narodzenie Jezusa trzeba jakoś hucznie uczcić) z roku na rok jest chyba jednak w nas coś coraz bardziej niszczącego, jakbyśmy nie potrafili żyć, nie wspominając już o radości, bo jesteśmy wszyscy nieszczęśliwi, skazani na smutne przebywanie razem, hamujemy siebie i jesteśmy nieszczerzy. przykro. jednak nie o tym chciałam wspomnieć chyba, choc już sama nie pamiętam. tak czy siak, dostałam wspaniałą książkę i idę ją sobie właśnie czytać i nie myśleć o kolejnych godzinach dzisiejszego również wielce niewesołego dnia ( i jeść też wszystkie te pyszne rzeczy które stworzyła moja mama i to niewątpliwie jest piękne i cudowne w świętach- jedzenie!).
WESOŁYCH ŚWIĄT - ironicznie oczywiście. nie liczcie na mnie.