Sylwester 2012/2013 u Gosi i Krzysia. Bardzo miłe i kameralne spotkanie. Sześć osób, dobry alkohol, dobre jedzenie. Na spokojnie. Jakoś tak dobrze się złożyło, nie miałabym weny i siły na konkretniejszą imprezę.
Jaki był ten 2012? Magiczny, ciekawy, z nowymi doświadczeniami.
A później to już tak sobie miesiące mijały bez większych fajerwerków. Czy udało mi się zrealizować plany na 2012 rok? Niestety nie wszystkie, choć i tak uważam, że wyszło nieźle. W byciu mamą spełniam się chyba całkiem nieźle, bo wszyscy chwalą, że z Hani grzeczna dziewczynka. Powoli odświeżam prawo jazdy, a pod koniec roku w ciągu miesiąca zrzuciłam prawie 6 kilo - pasek w spodniach zapinam dwie dziurki ciaśniej. Niestety nadal nie udało nam się kupić własnego mieszkania, a ja z różnych względów nie wróciłam na rynek pracy.
Niestety zapowiada się, że tak szybko chyba na niego nie wrócę... I to wcale nie z powodu kiepskich ofert pracy. Analiza "za" i "przeciw" wychodzi na korzyć "przeciw".
Wybitnych postanowień noworocznych nie robię. Chciałabym zrzucić jeszcze kilka kilo, ale przede wszystkim wzmcnić kondycję. Chciałabym zrobić coś dla siebie, co pozwoli mi iść w jakimś konkretnym kierunku zawodowo. Jeśli póki co moja rezygnacja z życia zawodowego ma nam wyjść na plus, to muszę się z tym pogodzić i starać się nie zwariować w domu. No i oczywiście chciałabym, żeby Hanusia wyszła ze skazy białkowej, żeby była zdrowa, a my wszyscy szczęśliwi.