Nigdy nie byłam przezroczystą osobą. Nie przemawiały zdania przeze mnie. A nawet jeśli przemawiały, to nigdy tego nie znaczyły. Wszystko jeden wielki szyfr. I właśnie w tym jestem taka trudna. Ten ciężki charakter charakteryzują szyfry, mówienie tabu, choć moje wypowiedzi zawsze są całkowicie pełne. Czy ktokolwiek, kiedykolwiek, jeszcze zdąży mnie zrozumieć? Rozszyfruje? Pozna tę tajemnicę, którą uwielbiam ukrywać? Będzie wiedział, że smutek nie zaczął się ot tak? Że wszystko ma swoje skutki i powody? Wciąż dąże w poszukiwaniu głębi. I widzę ten cholerny paradoks. Poszukiwanie czegoś, czego nie ma. Kwiaty na pustyni. Głębia w człowieku. Idealne. Wiek świata równoznaczy z głupotą? Dokładnie. Czy do tego zaliczają się odruchy ludzkie? Okazywanie wsparcia? Boże, ile ja przez ten rok zobaczyłam! Ile ja przez ten rok przejrzałam! Ile ja dojrzałam, nie przez rok, na dniach. Dojrzałam dokładnie, kurwa, na dniach. Nie ma czegoś takiego jak wsparcie. Nauczyłam się tego, w koncu. Zgubne nadzieje wciąż prowadziły mnie w las, może nawet i dalej. Ocknełam się. Radze sobie SAMA. Jest mi z tym tak cholernie dobrze. "Jestem cholernie nieszczęśliwy, ale dobrze mi z tym". Samowystarczalna. Zaczęłam stosować coś takiego jak odrzucenie, odstawienie. Osoby rozbijają się jak bańki. W mojej głowie i w rzeczywistości. Rozbijam je coraz częściej. Coraz szybciej i szybciej. I lecą i gnają do przodu. Gubią po drodze swoje własne ja. Szukają przyjemności. Gdzie ta pierdolona moralność i godność, o którą walcze dzień w dzień? A wy? Jesteście otarci z wrażliwości. Wpisujecie się w schemat, w swiat. Żyjecie jałowo i powierzchownie. Nie przeżywacie. Nie kreujecie siebie, swojego własnego "ja". Wy wszyscy nie żyjecie. "Jesteśmy niczym, a ciągle wmawiamy sobie, że jesteśmy kimś". Ale moje dygresje są tu zbedne. Najgorsze chwile wciąż trwają. Upadam i wstaje. Uwielbiam to w sobie. Ile nie byłoby potknięć, sama się zbiorę, sama się podniose, nie potrzebuje innych rąk do pomocy. Kolejny raz udowadniam swoją siłe. Brak siły ludzi. Biorę się za siebie. Zaczynam traktować ludzi tak, jak poczułam się ja. Nie było wyjątku, wszyscy polegli. To takie śmieszne, uwielbiam to zdanie: NIE JESTEM TAKI JAK INNI. Zawsze poprawiało mi to humor, jesteście czasem tak komiczni. Wciąż walcze o względy niektórych. Kiedy już zrezygnuje, nie spotkacie mnie nigdy więcej. Wszyscy. Jednym z większych marzeń jest wyjazd, jakaś wielka podróż. Nie taka normalna. Zapomnienie o przeszłości. Wyokreowanie swojego prawdziwego, nowego ja, do którego tyle się dążyło. Troszkę przeżyłam, nie tyle, co inni. Ale rozumiem mechanizm świata. Rozumiem mechanizm karmy. Rozróżniam najważniejsze wartości, które dla świata są błahe. Czy sobie poradzę? Nigdy w życiu. Nowe życie. Bez żadnych wagonów. Czysta karta. CZYSTA. Nie ma na niej żadnych dopisków, ani post scriptum. Mam nadzieję, że rok 2017 mi to ofiaruje. Da mi odwage i nie pozwoli mi się cofnać. Wewnętrznie spłonełam, umarłam, wyżarło mnie. Nie potrzebuje naprawy. Potrzebny mi ktoś nowy. "Kto w korowodzie czarno-białych dni, będzie, jak nagły dopływ świeżej krwi na stałe" Jebie mnie ta pseudo miłość. Z czasem, stwierdzam, że światem zawładneła namiętność. To nas wyżera.
Kiedyś chciałam zmieniać świat, potem zeszłam na etap swojego życia, dziś pozostaje sama sobie. Wystarczająco.
So what you're gonna say at my funeral now that you've killed me?
Here lies the body of the love of my life, whose heart I broke without a gun
to my head. Here lies the mother of my children, both living and dead.
Rest in peace my true love who I took for granted.
Most bomb pussy, who because of me sleep evaded.
Her shroud is loneliness, her God was listening.
Her heaven will be a love without betrayal.
Ashes to ashes, dust to side chicks.