Szli razem
Tylko światło latarni oświetlało im ciemną drogę. Było zimno, nawet bardzo zimno. Wiedzieli że to już ten czas, czas na rozłąkę. Na rozstanie się na zawsze, a jeśli nie na zawsze to na długi czas. Ona milczała. Nawet nie zorwientowała się kidy On pocałował ją w czoło. Szła dalej. Chciał ją zatrzymać, więc przytulił ją do siebie. Stanęli. Popatrzyli na siebię. Musnęli swoje wargi. Na razie nie chciała więcej. Objął ją w talii, Ona zaś złapała go za uda. Zamruczał. Lubiła to. Nie zauważył jej uśmiechu na twarzy. Przeszli razem kolejne sto metrów. Oddalali powoli swoje ciała od siebie. Szli. Od tak, ramię w ramię. Jak zwyczajni znajomi. Popatrzył na nią. Ona zerknęła na niego. Weszli na główną ulicę. Było raczej mało ludzi, ale i tak dla niepoznaki podał jej rękę. Jeszcze chwilkę trwali, ściskając swoje prawe dłonie patrząc sobie w oczy. Powiedział : Cześć. Odparła to samo. Rozstali się.
Szli osobno