Jestem.. wkurwiona. Bardzo. Bardzo, bardzo, bardzo.
na matematyce ta nienormalna wręcz kobieta stwierdza, iż mamy robić zadanie, które to napisała na tablicy.
jako, że była to pierwsza nasza lekcja (o 7:30) na wpół jeszcze spałam, więc zadanie robiłam dość wolno.
Po 3 (!) minutach ten babsztyl mówi, że sobie weźmie od kogoś zeszycik, bo musi zobaczyć czy to rozumiemy.
i co kurwa? Na mnie padło. Mówię, że jeszcze robie, a ona: ale mnie to nie obchodzi.
z 4 punktów tylko 1 zrobiłam i mi pałe suka postawiła, no ja pierdziele.
zaczęłam się z nią wykłócać, że niby jak miałam to tak szybko zrobić, to ta mi mówi, że szybkość reakcji też jest ważna.
NIENORMALNA SUKA. x_x
więc o 4 z matmy prawdopodobnie mogę zapomnieć, mimo, iż wszystkie kartkówki i sprawdziany mam napisane na 4,5..
tylko z takich gówien mam złe oceny, zaaajeeeeebiiiście wręcz! bo przecież ona również na te oceny patrzyy.
a teraz robię CZTERDZIEŚCI zadań na jutro. z czego? OCZYWISCIE, ŻE Z MATEMATYKI.
bo przecież musimy być przygotowani do egzaminu!
rozpisałam się. ale naprawdę mi zjebała tym humor.. :c
później wam pokomentuje, jak skończe.. ;<