...a mi wcale nie jest do śmiechu.
Już nie raz nachodziła mnie ta motywująca myśl "weź się w garśc! zacznij żądzic swoim życiem, zanim ono weźmie kontrolę na tobą, ty głupia bezmyślna dziewczyno!"
Oczywiście plany zawsze były ambitne. Znajde sobie hobby, będę pogłębiac wiedzę i poszerzac horyzonty.
Ale zawsze kończy się tylko na planowaniu.
Czemu jestem taka beznadziejna. Czemu wciąż zamiast ruszyc tyłek, to siedzę i narzekam?
Młodośc szybko minie a wtedy nadejdzie czas poważnych decyzji, planów i wielkiej odpowiedzialności.
Dlaczego wciąż nie potrafię nic zmienic?
Kręcę się w kółko.
Jestem wielkim łakomczuchem. Więc pomyślałam, że jeśli uda mi się schudnąc, to wtedy uda mi się wszystko! Będę na tyle świadoma swoich sił i możliwości, że już na zawszę wyzbędę się przeświadczenia iż nigdy nie osiągnę wyznaczonych celów.
Mam tyle marzeń i planów, których nie jestem wstanie osiągnąc. Tylko i wyłącznie przez swoje lenistwo i poczucie tej bezsilności.
Założenie "po co mam się za to zabierac, skoro i tak mi nie wyjdzie" w niczym nie pomaga.
Chciałabym uwieżyc w to, że jestem coś warta, że mogę coś osiągnąc....
Tymczasem jałowo spędzam te samotne dni, użalając się nad sobą.