Dziś odkryłam, że jestem okradana. No bo przecież nie płacenie za dzierżawę jest kradzieżą. Ale nawet gorzej - bo ja nawet nie wiedziałam, że wynajmuję. Dziś przez przypadek prawda wyszła na jaw. Złapałam złodzieja na gorącym uczynku. Stałam się policjantką, detektywem, sędzią oraz adwokatem jednocześnie. A było to tak: potrzebowałam jednej szczotki. Nie mogłam jej znaleźć. Szukając jej w pudle natrafiłam na pierwszy ślad: nadgryzione futerko na popręg. Hmmm. Nadgryziona owijka. Pierwsza, druga, trzecia. Później zobaczyłam małe czarne bobki. To już były dowody wskazujące na sprawcę: mysz. Aż tu nagle coś czmychnęło między jedną a drugą owijką. Jest! Złodziej! Niszczyciel! Kradziej! Wyrzuciłam wszystkie sprzęty. W rogu ujrzałam maleńką, przerażoną, słodką, urokliwą myszkę o wyglądzie chomika dżungarskiego. Była przerażona i trzęsła się niesamowicie. Złość ustąpiła miejsca czułości. Po czym powróciła. Jednak urok osobisty myszaka sprawił, że po krótkim kazaniu, nakarmieniu owsem i marchwią odzyskał wolność pod płotem sąsiada.