Chuj ci w kanalizę, dla mnie liczą się fakty Tu niejeden wróbel ćwirek chce być jak pterodaktyl Brak ci jaj, cierpisz na chroniczny zanik fiuta Wykupię twój cały nakład za mój jednodniowy utarg (kumasz?) Niektórym się popierdoliły tryby Są planktonem, a już chcą pływać jak grube ryby Gdyby wielkość genitaliów była zależna od rapu To ja swojego kutasa woziłbym na paleciaku Zawodowcy hałasu, lecą szyby w budynku Więc uważaj żeby uciekając nie pogubić stringów, synku Napinka przez , nic ci nie da Twoje życie towarzyskie to ekstremalna bieda Oto powrót Jedi, a wy nie wierzcie bredniom Pamiętaj, że to przy nas wszyscy samozwańcy bledną Strzelam w samo sedno jak jebany Wilhelm Tell Biorąc twoje jabłko Adama na potencjalny cel Muszę cię ostrzec, znów robimy krążek Więc nie puszczaj tego siostrze, bo zapewne zajdzie w ciążę Pogrążę słabych w bólu, głupota osiąga szczyt Pozostawimy po nich nagrobkowych płyt Wchodzę w bit, jak [?], jak B.G. Knocc Out Charakterystyczny wokal jak Zack de la Rocha, chłopak Widzę, że łzy ci rozmazały brokat A twoją szkaradną lachę już jebał cały lokal Tnę jak rozbity pokal, bębenki ci rozszarpie Czterdziestu łysych typa sieje rozpierdol w knajpie Oto liryczny snajper celuje w środek brwi Zamieniam czerwone punkty na czołach w kałużę krwi