Mam dość. Nie chcę, nie lubię, nie mogę. Właśnie szykuję się do sprawdzianu z matematyki, jest CUDOWNIE. Wszystko nie wychodzi. Jest tak, jakby na złość mi. Piepszona karma.
Słucham jakiś smędów, starych smędów.Chciałabym zniknąć po raz nie wiem który. Flustrujące jest to, że brakuję mi ludzi, którzy właściwie są teraz kimś innym, mają własne zupełnie inne życia. Chyba jednak nie umiem oszukiwać siebie, wmawiać sobie. Zbyt częste przebywanie napewno nie ułatwia.
Te chwile, gdy pragniesz być absolutnie sam, bo masz pewność, że będąc sam na sam ze sobą, potrafisz odkrywać prawdy rzadkie, jedyne, wyjątkowe - a potem rozczarowanie, gorycz, gdy się przekonujesz, że z tej uzyskanej wreszcie samotności nic się nie rodzi, nic urodzić się nie mogło.
Fakt.