Jest już sierpień.
z ogromnym naciskiem na słowo JUŻ i na słowo SIERPIEŃ, wybaczcie, za lekko dołujące powitanie, ale co będziemy się oszukiwać.
połowa wakacji za nami, a pogoda leci sobie dalej w chuja, nie wiem, czy to nie jakiś żart, no ale jednak nie. Takiej pogody latem, to dawno nie było, Chryste ile bym dała, żeby chociaż przez te niecałe 3 tygodnie było gorąco i ładnie. I znów nie mam co tu pisać, jenyy. A no to mogę publicznie ogłosić, że usunęłam fejsa, z czego wszyscy powinni być dumni. A no i że w końcu znalazłam tę muchę, o której opowiadałam w poprzedniej notce. Okazało się, że jednak nie miała zdolności teleportacji i w pewnym momencie jednak się nie rozpłynęła (co było najbardziej prawdopodobne) ale że usiadła na roletę, a ja całkiem nieświadomie ją zwijając, uśmierciłam to brzęczące gówno i tak do dnia dzisiejszego owa mucha znajdowała się tam i robiła za coś w rodzaju trofeum, bo niestety, była taka wielka, że bałam się jej szczątków stamtąd zebrać, dopóki Dawid nie wysłuchał moich próśb i mi tej muchy nie zgarnął, huhuhuhuhuhuhuhuhu.
dobra, to tak żeby notka była chociaż trochę dłuższa od poprzedniej opowiem, co działo się w lipcu. Jeśli dobrze pamiętam (a pamiętam całkiem dobrze, bo z 2 dni temu czytałam moje lipcowe wypociny) to skończyłam na tym, że odwiedzono mnie w Gdańsku, a następnego dnia to ja miałam pojechać do Władysławowa i jak planowałam, tak też zrobiłam. Pojechaliśmy, całkiem szybko jak na moją rodzinę, bo mhmh, koło 12. Szału nie było, gdyż nie miałam stroju, więc na plaży z Dawidem i Dagą bawiliśmy się w coś w rodzaju kąpania się do ud w ciuchach. Może nie było tak dosłownie, ale można tak to nazwać.
Ok, zdałam sobie sprawę, że zanudzam takimi szczegółami, sory. No to w skrócie.
W sumie, to mam trochę problem, bo nie wiem co się potem działo. Chyba nic szczególnego, ale potem przyjechała Patriszja z pewnej wsi czyt. Bielsko, biedna przyjechała taka padnięta, bo przed samym wyjazdem czyściła chlew i doiła krowy. :< prócz pogody do dupy, było całkiem fajnie. A to plaża, a to very śmierdząca galeria, a to tańczenie przy molo, a to szaleństwa w pontonie, a to foteczki na tym czymś z napisem nivea wopr (wybaczcie, ale jestem głupia i nie wiem jak to się nazywa). A no i codzienne oglądanie filmów na tak zwanym disnej czanel, no chyba, że nie zdążałam wstawać na 11 i ponad pół filmu mnie omijało, to oglądałyśmy coś innego. Potem cały dzień w pociągu, razem, SAME W CAAŁYM PRZEDZIALE, ale było pięknie. Potem bielsko, sferasferasfera, tekken, końskie zwisy z Anią, codziennie na śniadanie ciasto, leżenie, czytanie i jedzenie u babci (robiłam tylko to, NIC WIĘCEJ!), łażenie w deszczu w Choczni i siedzenie całe 2 godziny w pizzeri oraz kąpanie się w Choczence, basen i napalanie się przez cały dzień na skok na główkę, który mi w końcu nie wyszedł. Potem odwiedziny Dawida i wspólne chorowanie u mojego dziadka, męcząca podróż do domu z ciągłym przesiadaniem się i totalnie zawalonym pociągiem.
Kocham bielsko, kocham tamtych ludzi mimo mieszkających tam groźnych kibiców.
Było fajnie, byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie ta pogoda, wtedy byłoby cudownie.
Jutro wybywam again. Karolina, podrzuć mi Harrego, żebym miała co robić w aucie.
a, zdjęcie. Zapomniałam! Tak, to my i nasze piękne buzie oraz moje króciutkie paznokcie i zepsuty zamek w bluzie oraz włosy Dejwida, które NIE WIEM GDZIE SIĘ PODZIAŁY! No dobra wiem, ale co nie zmienia faktu, że przez 3 dni nie mogłam się pogodzić z ich utratą. KOCHAM CIĘ uhuhuhuhuh
a teraz jestem z siebie całkiem dumna, że napisałam coś w miarę długiego. Mam jednak trochę wyrzuty sumienia, że was czyt. Karolinę i Patrycję zanudziłam na śmierć, ale wiem, że mnie kochacie i ja też was kocham, hyhyhyh. W komentarzach możecie mi ładnie podziękować za kartki, małe smrody.
Dawid Ty dziku, nie szkodzi, że tego nie czytasz, ale mam zamiar skontaktować się tu z Tobą telepatycznie, no tak więc każę Ci nie spać, gdyż zaraz Daga kończy rozmowę z Grześkiem i chcę do Ciebie zadzwonić, więc trzymaj się na baczności.
znając mnie, moje ruchy, mój czas, moje chęci, moje lenistwo, mój brak zdjęć i totalny brak pomysłu na notkę odezwę się najprawdopodobniej we wrześniu. Lepiej się przygotujcie na notkę w stylu jestem w depresji, gdyż już teraz na myśl o szkole mam ochotę rzucić się z ósmego piętra <ok>, czołem.