Sam już nie wiem, skąd się mi to bierze,
że jestem mitologiczne zwierzę,
ni to świnio-byk, ni to koto-pies,
w ogóle z innych stron!
Święta, święta, święta, coraz bliżej święta! Nawet groby ośnieżone, białym puchem przystrojone, la la la~
Moja choinka ma 50cm. Mogłoby jej wcale nie być. Sięga mi do kolan. Magda eL skomentowała to jebitnym "tylko się o nią nie zabij", a było blisko, kiedy to skurwysyństwo wtargnęło w końcu z tarasu do salonu.
Nienawidzę świąt. Sztuczna atmosfera radości, zakupowy szał, brak śniegu, brak magii. Nienawidzę świąt od kiedy dowiedziałam się, że Mikołaj nie istnieje. A szczerze mówiąc, nigdy nie wierzyłam w Mikołaja. Byłam inteligentnym dzieckiem... szkoda, że mi tak nie zostało.
Mam nową komórkę, której nie ogarniam. Zamiast niej powinnam sobie kupić Nokię 3310, mp3 i zegarek z kalendarzem. I budzik.
Ach, Warszawa. Cóż, w Warszawie było zajebiście (z pewnymi wyjątkami). W "Komedii" ("Boyband") nieźle się uśmiałam, w "Romie" ("Ulica Szarlatanów") było wspaniale, a najlepsze było to, że większość wierszy znałam i recytowałam/śpiewałam razem z aktorami. Oczywiście po cichu. Ostatni spektakl ("Nas Troje" w "Ochocie" chyba) do luftu. A po Warszawie się spieprzyło. Znowu zawiodłam się na ludziach, padłam ofiarą własnej naiwności. Raz na wozie, raz pod wozem, kup se kozę, bła ha ha.
Fakt, nie idzie ze mną wytrzymać. Przyzwyczaiłam się, że ludzie raz są, raz ich nie ma.
Taki tylko apel: jeśli już nie będziecie mogli mnie znieść, to nie okazujcie mi tego, po prostu powiedzcie mi, to się usunę. Chyba nikt nie lubi się domyślać... a ja jestem nieco przewrażliwiona, więc mówienie wprost będzie dla mnie naprawdę dobrą opcją.
Co poza tym?
Plany na sylwestra się jebły. Wszystkie. Nie ma żadnej alternatywy, żadnego planu B. Pomijając fakt, że moje plany okazują się jakoś 30 grudnia po 15, to nie wiem naprawdę, jak będzie w tym roku.
Pan Kot ma rozwaloną łapkę. Widać mięcho i kość. Biedny Pan Kot.
No i prowadzę nieoficjalną poradnię związkową, chociaż nie mam pojęcia o miłości, a szczególnie o cierpieniu po jej stracie. Słucham tylko smętnych ballad, żeby się jakoś wczuć w rolę tych wszystkich złamanych serduszek.
I ciekawe, czy dzisiaj gdzieś wyjdę.
Jedynie, co jest mega pozytywne, to to, że dzisiaj przyjeżdża Jan, a jutro już się z nim zobaczę^^
A wiecie co jeszcze?
Mam ochotę zniknąć, żeby mnie nikt nie pamiętał. Obserwować wszystko z góry, ale żeby ludzie mnie nie widzieli. Ogarnęła mnie ogólna niechęć, zmieszana z dziwnym poczuciem humoru...
...
Albo nic.
Idę uprażyć sobie kukurydzę i lecę oglądać GhostBusters, dwie części.
Grad zawstydził deszcz, spadł pierwszy tej zimy.
Edit: Co do porad, nie chodziło mi o nic złego. Cieszę się, kiedy mogę się do czegoś przydać, poza tym a) uczę się na cudzych błędach, b) jeśli kiedykolwiek będę cierpieć po zerwaniu, co nawiasem mówiąc, jeszcze nigdy nie miało miejsca, będę wiedziała, jak przeżywają to inni i c) trzymam swoje życie z daleka od własnego związku:]
Użytkownik awesomelou
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.