Po spacerze z Kropką droga powrotna była dość nietypowa.
Pożegnałyśmy się, wszystko "cześć","pa" i w ogóle cacy.
Idę drogą wchodzę na mostek i słyszę
Ryp! Trzask! Łubudu! Jeb!
yyyy?
Idę dalej.
Patrzę, a złamało mi się ogromne drzewo na pół.
Leży sobie i tyle.
CO myśle?
-Zasada numer jeden. Za długie przebywanie na słońcu, powoduje omamy wzrokowo-słuchowo-intelektualne.
Godzina 00.00 a mi łamie się drzewo? No akurat!
Idę do domu.
Oknem, rzecz jasna.
Weszłam, leże.
Coś nie tak. Świecę światło, podchodzę do okna, a czereśnia dalej leży.
Coś nie tak.
Dobra, o jaaaaa. Masakra.
Lecę do rodziców.
- Ej mamo! Czereśnia się złamała.
- hahahaha.
- yyy, powaznie!
Nagle raban, zamieszanie.
I ogólny haos rodzinny.
Nie. Nie chodze więcej na spacery :P