dogasają ostatnie czekoladowe świeczki, w popielniczce zostały tylko niedopałki papierosów, ciepłe łóżko, wgniecenia w nim, brudne talerze, zaschnięte kubki po dzisiejszej kawie.
wszyscy chcemy niesamowitych historii, wszyscy chcemy być szczęśliwi i chcemy odnaleźć część siebie. wszyscy chcemy ziszczenia naszych wyobrażeń. o innych, o życiu, o lepszym świecie, o wspólnym śnieniu, wspólnym spaniu, wspólnym byciu. nic nie przychodzi łatwo i Ty o tym wiesz.
'nie chcemy umierać.' milczę, kiedy tak bardzo się mylisz. z policzkiem opartym o dłoń, wyglądam przez okno, w mój własny deszcz, w obrzeża tego szarego miasta, w którym nie mieszka żaden bóg, na ulicę, która jest jak tysiąc ulic, którymi chodziłam, na samotną postać, pod metalowym dachem przystanku czekającą na autobus. ludzie, rozmazane smugi płaszczy, bez twarzy, mijają nas i nie widzą. jesteśmy przecież tak doskonale niewidzialni. samochody trąbią, toną w szarych strugach żółte plamy świateł. jest przecież tak doskonale. wszyscy się czegoś boimy- mówisz, i znikasz.
przecież moje mieszkanie krzyczy strachem. mnie tam tak naprawdę nie ma. nie słyszysz tego, nie widzisz tego? wchłaniają Cię ściany, na których wyróżniają się plamy po dawnych zdjęciach i ramkach. wchłania Cię podłoga zasypana niedopałkami papierosów, kłakami kota. milczenie wciąga coraz głębiej. bo przecież to najlepsza forma rozmowy. kubki magicznie rozpryskują się na kawałki, sięgam po telefon, po raz dziesiąty go odkładam, bo boję się, że mogłabym Cię usłyszeć, zamawiam kolejną pizzę, zapijając kawą. chowam wszystko po kieszeniach pamięci. chodzenie po plaży i burzę, przed którą się ukrywałam zawsze w najciemniejszym miejscu strychu. słowa rozcinają wszystko na kawałki, niczym zgniły kawałek mięsa. najbrzydszy, najobrzydliwszy, po którym chodzą robaki. nie lubię mięsa, ani robaków. tych rozmów nigdy też nie lubiłam, bo wiedziałam, co się po nich zdarzy.
aine, przecież rano już nie chcesz spoglądać w opuchniętą głębię niebieskich oczu, nie zrobisz kawy z brązowym cukrem, nie pojedziesz już nigdy do paryża, nie lubisz już w sobie bycia sentymentalną cipą - i on też. on? czy On? który z nich jest tym, który trafia w Twoje najczulsze punkty? śmiech, łzy, znowu śmiech, znowu łzy, huśtawka, kołowrotek, błędne koło, kłótnia, przeprosiny, kłotnia, przeprosiny, przerwy, rozstania, powroty, śmiech, łzy, śmiech przez łzy, łzy przez śmiech, głupota, śmiech, łzy, śmiech. świat stoi otworem, tylko, że ten otwór, to paszcza wielkiego potwora z zieloną, grubą skórą. pochłaniającego wszystko to, co masz najlepsze.
nadeszła jesień, rozpinam płaszcz, w tle smutna twarz klauna, jakaś piosenka, chaos.
a przecież po burzy wychodzi zawsze słońce.
z małej chmury wielki deszcz. z wielkiego deszczu..