W sanch przywołuję Twarzy Twej zarysy,
Jak siedząc na ławcę, czuję wiatru podmuch,
I patrzę na drezwa wtulona w Twe ramiona,
Nagle z snu się zrywam - naturalny odruch.
W snach przywołać Twarz Twą próbuję,
Sprawic, by wróciło uczucie tej pewności,
Bo kocham Cię, księżycu z najszczerszej miłości,
A, że Cię kiedyś poznałam - wcale nie żałuję.
W snach mych przywołać Twarz Twą bardzo pragnę,
Nie szczędzę łez tęsknoty, gdy mi smutno ulubiony,
I teraz wciąż powtażam ten apel niespełniony,
A czy Cię jeszcze ujrzę? Na pewno nie zgadnę.
W sanch przywołać Twarzy Twej nie mogę,
Lecz choćbym nawet bardzo chciała,
To dzielą Nas księżycu dwa różne światy,
A na tym na zawsze pozostanę sama.