Jestem przewrażliwiona.
Nie potrafię w sumie ostatnio mówić wprost.
Mówię ogółami.
Chcę i nie chcę jednocześnie.
Strach mnie mobilizuje i przygniata.
Czas goni, lecz rozleniwia.
Jesienna chandra?
Nie, nie ma co zwalać na porę roku. To bez sensu.
Mam ochotę płakać, a jednocześnie śmiać się z tego.
Czasem biorę oddech ze strachem, że to będzie ostatni, a czasem z nadzieją.
Robię się co raz dziwniejsza.
"Niewiele Ci pomoże to ze tu dookoła widzisz transparenty,
a człowiek to tylko człowiek i uświadom sobie, że też robisz błędy,
niewiele Ci pomoże to że tu dookoła widzisz transparenty,
wszyscy jesteśmy ludźmi i robimy błędy..."
Czyżby chwila idealności, doskonałości i równowagi minęła?
Im więcej wiem tym więcej we mnie pytań.
Jak mogłam być tak ślepa na otaczający świat?
Maszeruję z szarym tłumem, porwana jego prądem.
Z myślą cisnącą się na usta: Obudźcie się!
Lecz sama zapadam w ten sam sen.
Jak ogarnąć nieznane?
Jak przygotować się na coś co niewiadome?
Jak nie pominąć się z wartościami żyjąc między manekinami?
No to buźka! Cześć!
ps. PIERDOLONA BIUROKRACJA!