28 sierpnia
Wczoraj był nader szalony dzień. Zaczynając od pobudki równo o 8, wypiciu jakiś trzech-czterech kubków gorącej, gorzkiej herbaty, biadoleniu Kam przez telefon, że nie przyjadę, a potem że przyjadę (bo Claud postawi mi jedzenie w Mc'u), przez czekanie na autobus, który nie przyjechał i moja bezcenna mina (tak mówi Tusia). W końcu pojechałam. Zaliczyłyśmy parę sklepów w tym Biedronkę. Nic nowego. Stok czy nie Stok, nie dało się przejść chodnikiem żeby ktoś nie powiedział:
"widzisz, popatrz na nią, ona chyba chce się bić! ide..."
"patrz jaką ma fajną koszulę ten chłopak" - po czym owy chłopak wypala "co mówiłaś?" jak się później okazało, nie do nas.
"Patrz jaki mam fajny portfel z ćwiekami.. i ciekawe czy jestem bogata"
"Ta pani się na nas dziwnie patrzy.."
"Suc*a Ania"
Siedziałyśmy w Mc'u. Urosną na tyłki.
Na koniec ulubiony sklep nas wszystkich, ale wam nie zdradzę. Tajemnica, ciiiiiiiiii.
Szkoda, że była zamknięta księgarnia.
Wieczorem znów w domu.
Wieczór z mamą i najnudniejszym filmem akcji ever..................
_________________________________________
Dziś mam wolne, dzień dla siebie, dzień Paulinki.