Oto pierwszy rozdział opowieści którą chciałbym wam przedstawić. Zbieżność ulic czy imion lub nazwisk będzie zupełnie przypadkowa. Jeśli chcesz być na bierząco bo zainteresowała Cię opowieść dodawaj do znajomych. Za wszystkie komentarze postaram się odwdzięczyć.
A teraz zapraszam do czytania.
1.
Była dziesiata zero zero, tak w całym Wandalinie jak i na Alejach Jerozolimskich. Ciemność z rzadka tylko rozjaśniało światło księżyca, który generalnie krył się za chmurami przygnanymi przez południowo-wschodni wiatr. Właśnie przeszła gwałtowna burza która skutecznie odświeżyła ciężkie lipcowe powietrze jak i własności poślizgowe bruku. Właśnie dlatego dyżurny partyzant na warcie stawiał swe kroki wyjątkowo rozważnie, pokonując powolnie długość Alei.
Gdzieniegdzie, jeśli było naprawdę blisko dostrzec można było delikatne światło prześwitujące z zabitych okien pobliskich domów. Z wnętrza domów dobiegały przyciszone odgłosy wieczornego życia mieszkańców. Tu ktoś ćwiczył gre na flecie, tu ktoś rozmawiał, ówdzie ktoś się zaśmiał słuchając nadającego akurat radia.
Był rok '43, wystawy niektórych sklepów zasłaniały worki z piaskiem, a umieszczony przed jednym z nich plakat zachęcał by Kopać dla zwycięstwa, zupełnie jak by była idealna pora na wykopki ziemniaczane.
Na horyzoncie, tam gdzie znajdowała się wieża kościelna, błądzące po niebie światła próbowały jak zwykle bezskutecznie wytropić na niebie bombowce.
Wartownik skręcił w prawo a jego powolne kroki stawiane na bruku odbijały się donośnym echem od ciasno zabudowanych ścian kamienic. Kroki dotarły do końca ulicy aż do na szybko zagospodarowanego na rzecz arsenału budynku świetlicy miejskiej, i teoretycznie powinny skierować się w dół ulicy Paradnej aczkolwiek ulica Paradna od wczoraj nie istniała. Przy arsenale parkowała ciężarówka. Zza niedokładnie zasuniętej płachty wypływało migoczące światło gacka i przyciszone rozmowy. Kroki ucichły za to rozległo się ciche pukanie o połę i zabrzmiały słowa:
-Tu nie wolno parkować panowie. Mandat zaś wynosi jeden kubek cienkiej kawy i zapomnimy o tym przykrym incydencie! Co?
Brezent na ciężarówce poruszył się a z samochodu wyskoczył umundurowany żołnierz, odsłaniając wnętrze ciężarówki i trójkę pozostałych saperów skrytych w środku.
-Dajcie no chłopcy kubek kawy i kanapkę dla wartownika. Odezwał się dziarsko i uśmiechnął do Anona.
Wartownik przyjął kanapkę i kubek po czym odezwał się:
-I jak idzie panowie? Nie słyszałem wybuchu.
-To trzystusiedemdziesięciotonówka. Leży w suterynach, musiała przebić strop. Nieźle wczoraj oberwaliście... Chcesz zobaczyć Anon?
-A czy to jest aby bezpieczne?
-Oczywiście że nie! Oznajmił uśmiechnięty żołnierz. -Dlatego tu jesteśmy, nie? Jak chcesz to dawaj za mną!
Po czym skierował swe kroki w stronę zawalonej kamienicy. (starannie zagasił niedopałek, odpalonego niedawno papierosa a kiepa zatknął za ucho)
-Myślałem, że będziecie jej bez przerwy pilnować.
-Jest środek nocy a poza tym pada. Zresztą kto chciałbym ruszać ponad ćwierćtonowy niewypał bomby lotniczej?
-Niby tak aleee...
Nagle od strony rumowiska które wczoraj jeszcze było ulicą Paradną doszedł ich odgłos powolnych kroków i delikatnych osunięć resztek gruzu.
-... chyba ktoś ma właśnie ochotę. Dokończył Anon
-CHOLERA! Przecież stawialiśmy tablice ostrzegawcze. A przerwę zrobiliśmy tylko na kawę.
Powiedział żołnierz po czym ostrożnie ruszył w kierunku widocznej już z lekka postaci.
-To bezpieczne prawda? Postanowił upewnić się Anon słysząc trzeszczące rumowisko pod nogami.
-Jeśli ktoś zrzuci na nią stertę cegieł to nie będzie bezpieczne!- zirytował się saper- Na pewno nie będzie! Ej! Ty! Co Ty tam robisz?!
W tym momencie postać wystraszyła się i zaczęła uciekać w przeciwnym kierunku uruchamiając lawinę spadających cegieł. W ciszy zapanowała cisza którą przerywało tylko miarowe cykanie spod podłoża.
-Jak wiele mamy czasu zanim wybuchnie? Zapytał wartownik oglądając się do tyłu na sapera. Jednak jego już tam nie było, widział tylko spiesznie oddalający się jego korpus. Doszedł do wniosku, że też powinien brać nogi za pas...