Rekowalescencja.
Lipiec.
Głupi Jaś = " Miszka aj lof ju" & krokodyl Lacosty.
Widok na Pałac Kultury na bloku operacyjnym.
Schizowe sny na morfinie = poczuj się jak Mickiewicz, ale nie jebnij Dziadów.
Szpitalny sufit, ciągły niedobór dwuzłotówek.
Mielonka i chleb.
Domowy sufit jakże ciekawszy, bo w drzazgi.
Napierdalanie kółek dookoła chaty.
Pierwszy spacer i podnieta związana z tym.
Powolne świrowanie...
Chciałabym podziękować wszystkim, dzięki którym nie spędzam tych zjebanych dni sama, a szczególnie Krystianowi, który mi jeszcze nie jebnął w mordę kamieniem ;*