pomijając nieustanne poczucie straconego,
przeciekającego przez palce czasu,
czuję się nawet wybornie.
ogólnie żyję w taki sposób,
że nie powinnam na nic narzekać.
nie brakuje mi niczego,
całe Szczęście mam przy sobie,
ale jednak coś jest inaczej niż kiedyś.
to minie.
razem z zimą.
to chyba jest mój problem
BRAKUJE MI SŁOŃCA.
o ile swoje własne,
kochane i nieszkodliwe Słoneczko mam wciąż przy mnie,
to fakt, że pogoda jest taka,
a nie inna, i że chmurno, a nie słonecznie
sprawia, że natarczywość wszechpotężnej niemocy zwiększa się coraz bardziej.
a psik,
nie lubię zimy.
za bardzo kocham słońce.
ogólnie to nie miałabym nic do śniegu,
gdyby nie był zimny.
wolę zrobić śnieg z "białego proszku",
niż marznąć na dworze w ciapie.
a może to nie depresja,
tylko jak zwykle marudzę.
`muszę to przemyśleć.
jutro, jak dla mnie,
kolejny dobry dzień dla naukowca,
więc nie pójdę na PWr nawet.
po co.? wykłady są boskie,
jakie to miłe, że nie trzeba na nie chodzić.
"te studia Cie wymęczą, nie mamy dla siebie tyle czasu co w wakacje. a może jeb*ij studiami i zostań piosenkarką.?"
no dzięki xD nie ma to jak "weź mnie zmotywuj bym zaczęła chodzić także na zajęcia, gdzie nie sprawdzają obecności"
`dopiero wtedy,
gdy uświadomisz sobie
ile masz wspólnego z przeciętnością,
będziesz w stanie stwierdzić
kim jesteś i ile naprawdę znaczysz...
ach.
uciekam już.
gdzie.?
tam, gdzie miłość ma najjaskrawszą z barw. *(: