Wróciłam. Nie wiem, dlaczego i nie wiem, po co. Generalnie zapomniałam, że coś takiego kiedykolwiek prowadziłam. I na dodatek wylewałam swoje wielkie, żałosne pseudo żale. Śmiać mi się chce z niektórych powypisywanych tutaj rzeczy, dlatego też nie będę tego usuwać. Zostawię. Dla siebie. Za jakiś czas znów będę brechtać, siedząc może przed książkami, z filizanką gorącej, gorzkiej herbaty. Znów sobie przypomnę o swoim dziwacznym photoblogu i znów powrócę do swoich własnych wypocin.
Biorąc powyższe pod uwagę zaczynam rozumieć, jak miałam niepokolei w głowie. Niestety nadal mam. Albo i stety. Zależy jak dla kogo.
A ponieważ najważniejsza w tym momencie jestem ja, to szczerze uznaję, że czasami ten wielki bałagan w moim łbie mi się podoba. Mogę być dziwakiem, mogę być psycholem, pojebusikiem i innymi, ale jestem taka na swój sposób. I czasem mi koło pupy lata, kto, co myśli. Niestety - tylko czasami. Są chwile, kiedy chciałabym mieć tam porządek, wiedzieć, gdzie co jest i jak to znaleźć.
Kontynuując pierwszą myśl: być może wróciłam tu z wczorajszej wielkiej /znów/ życiowej rozkminy.
Ania uważa się ostatnimi czasy za delikatną osóbkę, niczym porcelanową lalę,
którą byle co może rozbić na drobne kawałeczki, których się nie da ze sobą złożyć do kupy,
i która nie będzie wyglądała tak, jak dawniej.
Ania koniecznie by chciała, żeby ją przytulano i głaskano po główce.
Nie lubi, żeby na nią krzyczano, nie lubi, gdy jest nie po jej myśli.
Tak. Przeżywam jakąś pseudo depresję.
Pdeudo urojoną w główce depresję.
Ta zima mnie wykańcza i to przez nią.
I jeszcze przez to, że każdego dnia zdaję sobie sprawę z tego, jak mi życie umyka.
I jak to nie mam perpektyw na to, w jaki sposób dalej je przeżyć.
Ale cieszę się, że nie jestem jedyna ;].
Na to wszystko cieszę się, że mam swojego Mężczyznę, który jeszcze ze mną wytrzymuje i który to wszystko znosi. i który zastępuje mi wszystkich utraconych znajomych.
Oczywiście jak zwykle nic mądrego stąd nie wypłynęło. Ale miło Aniu coś popisać do siebie, czyż nie?