Taste me, drink my soul,
show me all the things that I shouldn't know,
when there's a new moon on the rise...
Byłam pączkiem róży z rosą na płatkach, jestem rozkwitłym koszykiem piękna z diamentami. Punkt patrzenia zmienia się, od punktu siedzenia. Prawdą jest. Ilekroć to się sprawdza.
Uwielbiam swoją szkołę, te mury, tych ludzi, tych nauczycieli, tą atmosferę i ducha artyzmu zamieszkującego we mnie kącikiem.
Słuchamy Trójki, pracujemy, śmiejemy się do siebie, biegamy do Lidla, palimy papierosy, patrzymy na siebie i cieszymy się. Cieszymy się sobą. Zużywamy ołówki, swoje nerwy mamy w strzępkach, pijemy kawę, za kawą, chadzamy do BWA, chadzamy do kina, zbieramy liście, ganiamy się, karmimy naszego kota, słuchamy Trójki, palimy papierosy. I znów kawa, papieros, Trójka, słońce, zapach farb i terpentymy. Za minutę 8, zaspane oczy, pogawętka z Dyrektorem, już uśmiech na twarzy. I znów praca, krytyka, praca, szkice, rysunek, drżące ręce, zepsuta sztaluga, nerwy, złamany ołówek. Korowód, który jest potrzebny jak woda do życia.
Ja wiem, że z perspektywy osoby trzeciej, tak trudno w to uwierzyć, ale cudnie jest. Naprawdę.
Kocham to.