Nie mam już chyba żadnych fajowych zdjęć, więc wstawiam mrówkojady w swetrach :D
Anas zaczyna ogarniać. Ale tylko szkołe i małe fragmenty swego zacnego żywota. Powoli, bo powoli, po trochy, bo po trochu, nieznacznie, bo nieznacznie, ale zaczynam i się z tego cieszę :) Dwie godziny grania całego śpiewnika tak cholernie poprawia humor. Zapomniałam jak dużą przyjemność można czerpać z gry na gitarze. Tym bardziej, że odkrywa isę po dwóch miesiącach nagle zrobiło się wielki przeskok w swych umiejętnościach i to jest absolutnie świetne uczucie :) Ogółem nagle zrobiło się jakoś lepiej, nie wiedzieć czemu. Ale nie narzekam, nie narzekam.
Jutro wio na odprawę w mudnurach. mam nadzieję, że jednak Monkaz nie zaczęstuje nas dodatkową godzinką polskiego po lekcjach i jakoś zdąże do domu na tak długi czas by doogarnąć mundur, który zaczął wyglądać w miarę po ludzku. A okupione ciężko, prawie krwią i łazami, bo poparzeń od żelazka to ja nie zliczę, a z opuszków zrobiłam sobie poduszki do szpilek. Ale nienarzekania ciąg dalszy, bo jest dobrze.
A ja się śmieję, kiedy ludzie mówią mi
O tych królach zza dalekich mórz.
A ja się śmieję, odpowiadam wtedy im:
Nie mam nic prócz paru pięknych snów...