- Ty masz Rafę- zauważyła. Spuściłam wzrok. - Nie wiem dlaczego nie chciałaś rozmawiać przy Maite, ale ona już poszła... Nie musisz udawać. Co jest ?
- Nic- uśmiechnęłam się blado. - Wszystko jest w porząku. Pomyślałam po prostu, że może obu nam przydadzą się wakacje.
- Jakoś niespecjalnie kupuje te Twoje zapewnienia...- westchnęła- No nic. Będziesz chciała sama powiesz. A z tymi wakacjami to bardzo chętnie...
- Na spontana ?- ściągnęłam brwi. Gdy byłyśmy młodsze nigdy nic nie planowałyśmy. Całe nasze życie było jednym wielkim sponatnem. Spojrzałam uważnie w ekran laptopa, którego trzymałam na kolanach.
- Co masz na myśli ?
- O 20 wylatuje samolot na Ibizę a drugi na Sardynię. Mają wolne miejsca. Jest jeszcze Mediolan, Paryż, Rzym, Madryt, Londyn, Majorka...
- Zwariowała ! - krzyknęła zaśmiana łapiąc się za głowę.
- Rafinha Cię puści ?- przyjrzała mi się uważnie.
- Pewnie- uśmiechnęłam się. Pewnie, w domyśle pewnie, że się nie dowie.
- To... Paryż ! Tak dawno nie byłam w Paryżu ! - pisnęła.- Albo nie ! Ibiza ! Na Ibizie będzie całe mnóstwo ciasteczek ! Odegram się.
- Odegram się ?- uniosłam brwi. Dziewczyna spoważniała.
- Przecież dobrze wiesz, że sobie nie radzę. Gdyby nie Ty i Maite to dalej siedziałabym na tarasie zwinięta w kłębek. I wcale nie powiem, że mam na to wielką ochotę ! Muszę coś ze sobą zrobić, bo wariuję Carrie. - zauważyłam łzy zbierające się w jej oczach. Przytuliła się do mnie.- To boli. Strasznie boli. Czuję się jak szmata... Jak zabawka. Zabawił się mną i zostawił. - prychnęła rozżalona- Zastanawia mnie tylko jedno.- uniosła się i spojrzała na mnie- jak mógł mi wysłać to zdjęcie ? Co myślał ? Że wyślę mu gratulacje ? No i najważniejsze... Skoro znają płeć, to dziecko ma już jakieś trzy, cztery miesiące. Czyli wiedział. Wiedział i nie powiedział mi. Nie przerwał tego...
- Bartra to idiota.
- Nie mów tak... - starała się go bronić.
- Sandra, On wiedząc o tym, że jego narzeczona spodziewa się jego dziecka sypiał z Tobą ! Okłamywał Was obie. Zdradzał Melissę z Tobą a Ciebie z nią. - uniosłam głos. W głowie mi się nie mieściła ta sytuacja.
- Zgodziłam się na miano kochanki, ok ? - krzyknęła ze łzami w oczach. - Pierwszy raz poszliśmy do łóżka, gdy Mel była w Austin. Spotkaliśmy się na imprezie. Bawiliśmy jak zwykle... Aż w pewnej chwili popatrzył na mnie inaczej. Inaczej niż zwykle. W taki sam sposób jak kiedyś. Jakbym w jego oczach była jedyna, najpiękniejsza... A że nie zdążyłam się w nim odkochać, to takie spojrzenie było jak znalezienie wody na pustni. Jak grom z jasnego nieba. Później wszystko działo się szybko. Stało się. Po prostu. Następnego ranka postanowiliśmy, że zapominamy. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Pogodziłam się z tym, wiedziałam przecież że jest z Melissą. A to... spowodowane było zbyt dużą ilością wypitego alkoholu. Przez niego, bo ja wcześniej wypiłam tylko Mohito. Byłam trzeźwa Carrie, zrobiłam to z pełną świadomością tego, że krzywdzę Melissę. Tylko, że trzy dni później wieczorem ktoś dobijał się do moich drzwi. Wiesz jakie było moje zaskoczenie, gdy stał za nimi Marc ? Wszedł jak gdyby nigdy nic i mnie pocałował. Zrozumiałam to w ten sposób, że chciał spawdzić czy coś czuje... Ale jak wytłumaczyć, że tamtą noc również spędziliśmy razem ? On nic nie mówił, ja nie pytałam. I mimo tego, że miałam potworne wyrzuty sumienia nie mogłam tego przerwać. Z każdym dniem zdawałam sobie coraz bardziej sprawę z tego, że go potrzebuję. Że nie potrafię udawać, że go nie kocham, że jest mi obojętny. Zdobyłam się na odwagę i rozmowę. Powiedziałam, że jak jeszcze jestem w stanie zrozumieć to co wydrzyło się po imprezie. To tego co stało się później nie jestem w stanie wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. Wiesz, co mi powiedział ?- spojrzała na mnie zapłakanym wzrokiem- Że na tej imprezie był trzeźwy. Nie wypił nic. Caroline nic. Przespaliśmy się ze sobą z obustronnej potrzeby ? Nie wiem jak to nazwać. Nie wykorzystałam okazji. Oboje tego chcieliśmy... - spojrzała na mnie, tak dziwnie... jakby chciała mnie przed czymś przestrzec, ale jednocześnie się bała, że może mnie urazić... W końcu zdobyła się na odwagę, skinęłam głową, dając jej znak by mówiła- Nie pozwól żeby Neymar rozwalił Twój związek z Rafą, Caroline. - szepnęła patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam gorzko ślinę. Serce weszło mi na wyższe obroty.- On może to zrobić podświadomie. A między Tobą a Rafinhą nigdy nie będzie tak jak wcześniej. Nie pozwól mu na wejście z buciorami w Wasze życie...
Zamknęłam oczy zbierając w sobie wszystkie siły.
- Nie chcę z nim rozmawiać, bo oskarżył mnie wczoraj o zdradę...- szepnęłam pół łamiącym się głosem. Brunetka aż się zaksztusiła. Natychmiast łzy przestały jej lecieć. Być może jakimś magcznym sposobem przeszły na mnie. Patrzyła na mnie głodna kontynuacji. - Jak wczoraj przyjechałam siedział w salonie. Ustaliłyśmy z Maite, że narazie nikomu o Tobie nie powiemy. Martin miał uprzedzić Rafę, że wrócę późno. Nie wiem jak to się stało, że myślał że spędziłam cały ten czas z Neyem. Może Martin mu tak powiedział, bo wiedział że w tym wypadku Rafa by się nie matrwił ? Wiedziałby, że jestem bezpieczna ? Nie wiem... W każdym razie nie pomyślał o tym w ten sposób...- zacisęłam z całej siły powieki- Powiedział, że może nam udostępnić pokój...- zamilkłam, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. - Albo cały dom... Nikt mnie nigdy tak nie upokorzył. Przeprosił, ale tego nic nie wymarze. Pomyślał, że mogłabym go zdradzić !- spojrzałam na przyjaciółkę. Zdawała się nie wierzyć w moje słowa. - Nie wiem co teraz będzie. Nie wiem- wzruszyłam ramionami. - Narazie nie chcę go widzieć, słyszeć, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Muszę sobie wszystko ułożyć. Nie wiem czy mamy jakieś szanse na przetrwanie...- nastała cisza. I to taka przeraźliwa.
Może tak miało być, co ?- odezwałam się po chwili, spojrzałam na nią kątem oka. Pokiwała energicznie przecząco głową- Może powinniśmy zostać przyjaciółmi ? Zniszczyliśmy przyjaźń tym związkiem. Co jak nie warto było tak ryzykować ? - strałam łzy i ze wszystkich sił starałam się uspokoić. Miałam pomóc Sandrze, nie użalać się nad sobą.
Brunetka sięgnęła po laptopa. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Chłopaki od 10 minut mają trening. Zabierzesz swoje rzeczy. Napiszesz list do Rafinhi co jak i dlaczego. A wieczorem pojedziemy na lotnisko. Zobaczymy co akurat nam wpadnie w oko ? Okej ? - pospiesznie ścierała łzy z policzków. Skinęłam głową. - Obie musimy przewietrzyć głowę ! Ja muszę wyleczyć się z Marca, Ty musisz przestać gadać głupoty ! Wyjedziesz, zatęsknisz, Rafael zrozumie, umrze z tęsknoty i wszystko wróci do normy.
Skinęłam głową na znak, że się zgadzam. Zebrałyśmy się w miarę szybko i parę minut później byłyśmy już u Rafinhi. Sierowałyśmy się do sypialni. Wytaszczyłam z garderoby moją walizkę i pomału ją zapełniałam. Nie wiedziałyśmy gdzie polecimy, więc spakowałam się i na plażę i na zwiedzanie. Donosiłam ostatnie spodnie, gdy poczułam ukłucie w sercu. Spojrzałam na pakującą moje kosmetyki przyjaciółkę.
- Czuję jakbym od niego uciekała...- jęknęłam patrząc na walizkę.
- Nie musisz tego robić.- oznajmiła pewnie przyglądając mi się uważnie. Wzięłam głęboki oddech, zabrałam kosmetyczkę i zamknęłam walizkę. Naprawdę nie chcę wyjeżdżać, ale zostać narazie też nie mogę . Muszę sobie wszystko w spokoju przemyśleć. Znów naszły mnie myśli, że popełniliśmy błąd wiążąc się. Co jeśli naprawdę przyjaciele powinni zostać przyjaciółmi ? Rafa nie oduczy się zazdrości, nie wymarze z pamięci mojego wspólnego życia z Neymarem, ja także. On chcąc niechcąc zawsze będzie w nim obecny. W Rafinhi już na zawsze pozostanie pytanie który z nich jest lepszy. Tego nic nie zmieni. Może właśnie zniszczyliśmy to na co pracowialiśmy całe życie ? Może właśnie zniszczyliśmy to co w życiu najważniejsze ? Co jeśli zniszczyliśmy tą przyjaźń ?
- Caroline- Sandra złapała mnie mocno za ramiona. - Nie uciekasz od niego. Nie odchodzisz...- wytłumaczyła.
- Wiem...
- To co się dzieje ?