dzień się zaczął klasycznie, że tak powiem [tylko już sen nie był tak fajny]
i tak od esa do esa [trzeba jakoś pakiet wypisać] dzieci doszły do ambitnych wniosków humorowych
potem dyskusja dotyczca sklerozy o ile mnie pamięć nie myli ;)
w tzw. międzyczasie próby uczenia się
oczywiście nieskutecznie, co mnie coraz bardziej przeraża
znaczy czas poświęcony nauce jest odwrotnie proporcjonalny do efektu
potem jeszcze ambitniejsze wnioski dotyczące pomarańczy
bo ta skórka to serio jest smaczna ;)
i dyskusja o snach ;)
i zaspamowywanie mojego pb xD
ogólnie to jest:
k.o.l.o.r.o.w.o.
p.o.z.y.t.y.w.i.s.t.y.c.z.n.i.e.
s.y.m.p.a.t.y.c.z.n.i.e.
taki mały duuuuuuuuuzi niekontrolowany rozweselający zatarasowany zacierech
PeeS. niech ktoś mi wybije z głowy pomysł zrobienia imprezy na której dominowałoby disco polo
no bo żeby mnie do tego stopnia odbijało to już serio źle ze mną
a ponoć im bliżej matury to będzie z nami jeszcze gorzej
i BB stwierdziła, że chyba na Wojska Polskiego skończymy [dla niewtajemniconych szpital psychiatryczny]