Oto i wróciłam. Na woodstocku było smerfastycznie, wróciłam poukładana, wyciszona i przeszczęśliwa. Okazało się, że ten spęd poparańców i odmieńców to najlepsza terapia na skołatane nerwy. Już odliczam dni do następnego ;]
Co do reszty spraw wszystko jest idealnie. Nowe piękne mieszkanie dzielone z Gretą i zakręconą Edith sprawia, ze czuję się naprawdę rewelacyjnie. Co do wakacji to w planach jeszcze kilka wyjazdów, ale nawet jeśli będę siedzieć cały czas w domu to już mogę stwierdzić, że te wakacje są jednymi z najlepszych. Pan Artysta dodatkowo je upiększył ;]
Poza tym muszę jeszcze wspomnieć, że Sarość to Sarość i z nią picie vermuta urasta do rangi walki na śmierć i życie ze śmiercionośnymi robalami, układanie wespół z Gretą 1000 puzzli przedstawiających Hong-Kong nocą jest najlepszą rozrywką, a punki są niezwykle mądrymi i otwartymi ludźmi i mają wyczucie piękna i estetyki. Na zdjeciu jestem z jednym z woodstockowych bananów, ukochanym ukochanej Anny- Sową. Zapewne pojawią się tu jeszcze zdjęcia z woodstockowych szaleństw, ale to dopiero po 28, czyli po hucznej grzmotnej parapetówie. Pozdrawiam wszystkich i kończę słowami woodstockowego hymnu:
"Co to za gospodarz
co nie ma chałupy
co to za dziewczyna
co nie daje dupy
oj dana, oj dana
wszystko przez szatana"
- Zaraz będzie ciemno!
- Zamknij się!