Przestaję znajdować odpowiednie słowa
Obracam w myślach swoje łzy
nie pozwalając im popłynąć
Zbyt dokładnie je pamiętam
Nie chciały się zatrzymać
Nieśmiertelne, silniejsze ode mnie
Pokazały mi, że to nie ja tu rządzę
Że przecież nie mogę udawać, że tego nie ma
A ja tak bardzo chcę myśleć inaczej
Chcę, żeby zniknęły
Może po prostu wraz z nimi
zwinę się w najmniejszy możliwy kłębek
i ukryje je przed sobą
Może gdy zamknę mocno oczy
To po jakimś czasie
Znikniemy razem
Być blisko, najbliżej
Tylko wtedy można uchwycić
przykurzone przez ból i zwątpienie
piękno
czasami widoczne w oczach
a czasami w sposobie w jaki patrzy w niebo
czasami w najgłośniejszej ciszy
bo niektóre rzeczy można odnaleźć
tylko w niej
ciszy
otaczającej człowieka
który już traci nadzieję
który pragnie ponad wszystko
wyciągniętej dłoni
ciepłej i czułej
silnej w swej delikatności
której dotyk sprawiał
że można poczuć się nietykalnym
wobec reszty świata
odrobinę miłej i szorstkiej
od noszonej innym pomocy
tak idealnej żeby ją złapać
i pozwolić sobie poczuć
Patrzę jak miesza się
to czego nie ma
i to co jest
oddycham głęboko
szukam w sobie siły
by uwierzyć jeszcze ten jeden raz
tak jak ostatnio
i ostatnio
i ostatnio
i ostatnio...
Czego byś jeszcze chciała?
Niebo nadal jest błękitne
Masz czas
Aby spełniać marzenia
Gdzie tak biegniesz?
Dlaczego tak tupiesz sercem?
Nie oczekujesz zbyt wiele?
Naucz się cierpliwości
Naucz się pokory
Poczekaj na swoją kolej
Przecież wszystko przed Tobą
Dlaczego nie widzisz
tego światełka w tunelu?
Dlaczego przestałaś je dostrzegać
już wtedy, gdy nie mogłaś dosięgnąć
tej górnej szafki
zamkniętej i nieosiągalnej
jak Twoje pragnienia
może po prostu Twoje serce musi
jeszcze trochę urosnąć
tak jak Ty kiedyś
by w końcu dotknąć
wszystkiego
Ciebie obarczam winą za początek
za nakręcenie machiny bólu
za wkradnięcie się
o jedną warstwę za daleko
za dotknięcie zardzewiałych strun
we mnie
siebie za całą resztę