Noc czarna, krucza, Na ogród spadła, Śmierć mi dokucza, podła, zajadła, z chichotem czarta, z pychą papieża, patrzy uparta, zęby wyszczerza.
Mózg mi zamroczy, czerwonym strachem, zasypie oczy, drobniutkim piachem. Potem jak glista gruba i tłusta, okrągła, śliska, zatak mi usta.
Krwi tętna skrzepną dusznością sparte oczy oślepną, strasznie otwarte. Oniemieć, zgłuchnąć Zmartwieć mi przyjdzie pachnąć i cuchnąć w nagim bezwstydzie.
Kadłub mój zmarły opłaczą płaczki będą mnie żarły małe robaczki. Tak się zaroją jak czarne mrowie, zeżrą pierś moją zgniły mózg w głowie głodem się wdłubią w oczy nabrzekłe, chciwie wyskubią mięso romiękłe Zeżrą wnętrzności, stoczą je całe Zostaną kości suche i białe
Teraz dziewczyno Niech twe ramiona ciepłe ramiona oplotą szyję Teraz niech w usta twoje się wpiję Błogosławiona Błogosławiona!