Świat wiruje, oszalał. Momentami nie marzę o niczym innym niż o tym, by ta chwila już minęła, ale potem nadchodzi ukojenie i za nic w świecie nie oddałabym owej. Moja psychika jest w stanie totalnego rozkładu, mam wrażenie w sumie, że chyba czasem rzeczywiście jestem tak głupia jak niektórzy mi to sugerują. Beznadziejnie jest, że nie mogę powiedzieć nikomu o tym co czuję w tych momentach, ale cudownie, że tak naprawdę nikt nie pyta. Nie ma się to nijak do tego? No nie ma, fakt. Ale inaczej ubrać w słowa tego nie potrafię, to Armagedon.
Zastanawiam się, czy jestem coś warta, bo ostatnio wiele osób mówi mi, że nie. Aż tak ze mną źle?