Godzina: 10:54
Dzień tygodnia: środa
Coraz większe idiotyzmy wciskają ludziom w gazetach. Ale jak to mówią - tonący brzytwy się chwyta. Palaczy nie brakuje i brakować nie będzie. Fajki, zaraz po broni i benzynie, będą pewnie następnym powodem zatargów społecznych.
Przez cholernych Piratów opóźnia się dostawa cysteaminy. Nienawidzę tych żałosnych tłumów, skomlących o leki. W tym pokurwionym świecie prawo do życia mają jedynie najsilniejsi. Mimo wszystko to smutne, że zostało już tak niewielu PRAWDZIWYCH ludzi. Z krwi i kości. Statystyki nie kłamią, średnio tylko co 23 dziecko nie ma stwierdzonych mutacji genetycznych. Mam dreszcze, za każdym razem, kiedy widzę tego gówniarza z ośmioma palcami u jednej ręki.
Z powodu upałów zupełnie nie mam ochoty wychodzić z laboratorium. Gdyby nie fakt, że na popołudnie jestem wstępnie umówiona z dostawcą, najpewniej w ogóle nie ruszyłabym stąd dupy. Pod ziemią jest dużo chłodniej. Póki co.
Kurwa...skąd ten zapach?! Przecież wczoraj wywaliłam całe żarcie. Swoją drogą...zjadłoby się pieczonego kojota, albo chociaż szczura. Może po drodze zajdę do Setha, w tej jego zapyziałej knajpie czasem można dostać coś smacznego.
Najwyższy czas zacząć rozsądnie rozporządzać funduszami. Kapsle nie leżą w piachu. Miałam odkładać na motor...i oddać wreszcie Vadenowi ten pierdolony dług. Prędzej kurwa doczołgam się do Molochu.