"Co bowiem można powiedzieć o jakimś wydarzeniu? Gdyby się nie wydarzyło tak, to by się wydarzyło trochę inaczej. Miejsce nie pozostałoby puste"
Właśnie, wszystko co się wydarzyło widocznie musiało sie wydarzyć. I choć to oczywiste... to przeszłość po prostu ma to do siebie że MUSI być, a raczej MUSIAŁA być.
Czasem wspomniania są miłe, czasem mniej, są tez takie gdy czuliśmy się "najgorzej na świecie" chyba każdego musi to spotkać. Choć nikt (może nie tyle NIKT co WIĘKSZOŚĆ) tego dla siebie nie chce...
Los musi podkładać ludziom nogi, żeby patrzeć jak wywracają się i podnoszą.
Czy podnoszą?
Jak podnoszą?
Ile zajmuje im to czasu?
Czego potrzebują do powstania?
Właśnie, czego ZAZWYCZAJ (no bo nie zawsze!) ludzie potrzebują aby się podnieść?
Jakiegoś człowieka.
A kiedy to właśnie człowiek rani? Co wtedy? Co jeśli rani osoba, do której zwracamy się z problemami? Osoba z którą przez rozmowy dzielisz się życiem, sobą?
Wtedy wszystko się komplikuje.
Można wybaczyć ale czy warto?
ZALEŻY (Zdecydowanie ulubione słowo Uśki, już rozumiem czemu tak często go używa!)
od czego?
Niektórzy twierdzą, że od wielkości wyrządonych szkód... Jednakże moim zdaniem TO NIE TAK. Każdy człowiek jest inny, w związku z czym każdy inaczej interpretuje różne uczucia, odczucia, no i każdy ma inny system wartości - byćmoże podobny, ale nie taki sam. Więc dla jednej osoby dane wydarzenie będzie błahostką, pomyłką, przypadkiem a dla kogoś złamaniem zasad.
Moim zdaniem zależy to od zachowania osoby 'podkładającej nogę' a dokładniej do podejścia do człowieka 'wywróconego'. I tutaj najlepszą inwestycją będzie SZCZEROŚĆ.
SZCZEROŚĆ?
Zdecydowanie. Zdaża się, że 'sprawca wypadku' powiadomi 'poszkodowanego' o zaistniałym wypadku. Czy to już nie jest pierwszy krok do wybaczenia? Mimo tego bólu, niezależnie od tego jak silny jest to ból i niezależnie od tego jak sie czujesz z tym wszystkim...
To chyba moment swoistej dojrzałości (dorosłości?), gdy bardziej zwracasz uwagę na szczerość niż na sam ból. A może to po prostu altruizm?