"Dzika wilgotna złość spływa na moją skroń", rozpoczynam po raz 20. Ciężko coś powiedzieć, może łatwiej napisać., chociaż..Czy ja wiem. Chciałoby się z kims tym podzielić. Wstyd? Strach? Strach przed soba, przed własnymi myslami i uczuciami. Boję się myśleć, boję się czuć i widzieć. Spoglądać. Otworzyć w nocy oko, ruszyć się.
Nie radze sobie z prostymi rzeczami to jak mam wiedzieć co mam robić teraz? Nie dość,że do tego nie dorosłam by decydować o tak ważnych sprawach, żeby w ogóle o nich myśleć, a co dopiero pojąć. To ponad moje siły.
Z każdym dniem chciałabym zatopić się w otchłani. Odpłynąć. Odlecieć. Ofiarować coś. Nie być bezurzytecznym przedmiotem przesuwanym, przenoszonym, odkładanym na bok, na półkę, raz na rok przecieranym wilgotną szmatką, w końcu, przez przypadek zepchniętym za segment. Złamanym, stłuczonym, zwyczajnym przedmiotem odnalezionym zbyt późno i na próżno.
Zawsze czegoś pragnęłam, dążyłam do czegoś. Niestety to się nie udało i nigdy nie uda. Jestem za slaba, posiadam za małą siłę przebicia, jestem tylko pionkiem w czyjejś grze. Podporządkowana. Tworzę dopełnienie. Jako jednostka nie znaczę nic.
Kiedy pragnę z kimś rozmawiać, nie mam z kim. W około pustki. Kiedy ktoś się znajdzie, jest za późno, bo nie wiem jakich słów użyć, o czym miałam mówić,czym się podzielić...brak podstawowych sformułowań.
Już powoli mam dosyć obrażonych min, niewypowiedzianych słów-tak ważnych, dla wszystkich. Gestów i rozkazów. Kłuni, a po niej nastającej, wiecznej ciszy między..właśnie między kim? Jak to nazwać? Jak ich nazwać? Śmieszni na zewnatrz, osamotnieni i smutni w środku- tak to właśnie oni, tak ich widzę.
Dlatego "kochajmy więc samotność, pieśćmy ją, tulmy ją, kochajmy więc samotność śpijmy z nią. Zagubieni w swoich snach, w pustych domach pośród krat".