Idą święta, idą, Mikołaje dzyń dzyń dzyń, a na dworze tylko czapa zamiast śniegu i to nie śniegowa. Dygresja na temat.
Chciałabym usłyszeć prawdę, chociaż raz. Nie potrzebuję już martwych serduszek i magnesów. I mimo że może jest to racjonalizacja, wyskakuję z windy pomiędzy piętrami i jestem jak kotek (tak, jak kot, chociaż się nie łaszę i nie uciekam z posłanka :D), który bawiąc się żółtą włóczką zupełnie się w nią zaplątał. Wydaje mi się, że za dużo słyszę, za dużo zastanawiam się nad tym co słyszę, a wszystko co z tego wynika jest bez sensu. Z dnia na dzień życie wydaje się coraz trudniejsze, co jest swego rodzaju absurdem. Mija szalenie szybko, upływ czasu staje się jak szum wiatru - nieuchwytny i niepozostawiający po sobie śladu, jednak momentami dziejowy, na przykład kiedy zrzuci komuś ze sznurka dopiero co wyprane białe ścierki. Nie jest łatwe, ale przecież nie o to chodzi. Najtrudniejsze są chyba rozstania, pożegnania, różne drogi. A może zachowanie szacunku do samego siebie i innych. Nie wiem.
Nadszedł czas na podsumowanie?
Chciałam powiedzieć tylko, że bardzo mi zależy, żeby pewne rzeczy się nie zmieniły. Żeby wpływ, te dobre promyczki, jakie kiedyś we mnie trafiły, pozostały niezatartym śladem. Zawsze wydawało mi się to głupie, żeby wymieniać, dlatego (właśnie napisałam dla tego) pozostawię tu kawałek miejsca, dla osób, które pozostaną niezmywalnym światłem. Nie ma mnie dla nich na codzień, ale jestem, żyję, ważę kilka wspomnień. Nie potrzeba wiele, tylko tabliczki czekoladowej prawdy.