Zdjęcie z Leżajska..
Ale zanim o "Elizie ze Zmulisk"- to cofnijmy się myślami i wspomnieniami nieco wcześniej...
Dnia poświątecznego, wtorkowego- tj. 10.04.2012, kadra 64 ADH zaplanowała wyjazd do Trzebuski w celu przygotowywania gry na biwaczek. Napotkałyśmy się o godz. 9:45 pod blokiem przy ul. Podchorążych.
Najpierw poszłyśmy skserować mapunię- tak, aby można było po niej rysować i piszuniać do woli.
Potem wsiadłyśmy w busa i ruszyłyśmy do Nienadówki (gdzie kiedyś znalazłysmy fajną tablicę rejestracyjną RLE).
Przez drogę druhna Esnela opowiadała nam o cudwnym filmie "Podróż do jądra ziemi", który leciał po "Zmierzchu"- no cóż filmy na takie tematy zazwyczaj lecą po zmierzchu.
Do Trzebuski tuptałyśmy na nogach, a bliżej było wysiąść przystanek wcześniej. Wiadomo, iż żeby mieć siłę, a zwłaszcza my, to zanim się zacznie działać- trzeba się posilić- więc każda z nas dostała w łapkę ANDRUTA z MASĄ CZEKOLADOWĄ
Na miejscu chwilkę zastanawiałyśmy się, siedząc za szkołą, jak będzie przebiegała trasa naszej gry, a potem ruszyłyśmy- podziwiając niezliczoną ilość WARTOWNI oraz spłaszczoną twarz plastikowej lalki. Przyczepił się również do nas miejscowy pies- piesowicz w języku druhny Jaw, która bez wahania nadała psu imię POMNIK.
Przyszedł czas, że musiałyśmy się rozdzielić w terenie na 2 grupy: druhny Laffi, Rapuncel i Esnela oraz 2. grupa: druhny Buba i Jaw (jak się później okazało- nie był to dobry podział mając na uwadzę zdrowie psychiczne tej drugiej grupy)
I tak idzie sobie 2 grupa ścieżką, a tu w poprzek tej ścieżki leży sobie pan, a obok niego rower I wiadomo, że można było przejść obojętnie, bo co dziwnego jest w tym, że na środku drogi leży sobie człowiek i się nie rusza.. No ale nie my. Padło dość powszechne pytanie do pana: Dzień dobry- możemy jakoś panu pomóc? A pan do nas (zdecydowanie bełkocząc), że sobie tak leży, bo się opala i nie możemy mu pomóc, chyba, że położymy się obok niego
Punktem, gdzie mieliśmy się spotkać znów wszystkie- był cmentarz. I grupa 1. była już na miejscu. Natomiast grupa 2. przemierzała pola i widząc bramę cmentarza nie mogła dostrzec grupy 1.
dh. Buba: - O jest cmenatrz, ale gdzie one są dh. Jaw: - A pewnie się pochowały
(Buba śmiech, dopiero później okazało się- jak dwuznacznie zabrzmiała ta wypowiedź).
Na uwagę zasługuje również WC przy budowie domu.
Po skończonej pracy nad grą- dotuptałyśmy znów do główniej drogi, by odprowadzić jedną z nas na autobus do Rzeszowa, a reszta, znów podzielona, ruszyła do Leżajska, a właściwie najpierw do Sokołowa- żeśmy się nejechały z 3 km.
W Leżajsku konsumowaliśmy kabanosy dębowe z Delikatesów- siedząc pod pomnikiem Jagiełły i czekając na druhnę RejmiPaj- organizatorkę całego spotkania. Było kapitalnie- zwłaszcza orzechowa czekolada, którą robiliśmy plamy na obrusie, gdy "jedliśmy" w pośpiechu oraz lody porzeczkowe... mmmm pyśne byli
Potem poszliśmy odprowadzić dh. RejmiPaj (rejmanię vel jawecię) do domu, gryząc jej "metalowe" winogrona na bramie. Okazało się, że druhna Maryś nigdy nie była w tej części Leżajska, w którym odziwo mieszka (kolejna).
DZIĘKI NAM POZNASZ SWOJE MIASTO.
Oczywiście spędziliśmy trochę czasu na ogrodzie rejmani. Druh Hanuś ścigał się z Rufim (tym się nigdy nie nudzi).
Jeden z Hiacyntów (na zdjęciu u góry) druhny RejmiPaj nosi imię Tusio- i odziwo bardzo łatwo przyszło mi rozpoznanie poniekąd siebie samej. Poczułam się niczym obywatel Leżajska.
Potem uczyliśmy się, jak czesać Rufiego- i przekonaliśmy się, iż rejmania zbiera włosy swego psa na poduszkę- w takim pudełeczku z ptasiego mleczka. I tak powstało PIESIE MLECZKO.
A potem powróciłyśmy bardzo zatłoczonym pksem do Rzeszowa.
Do Zobaczenia- Wasz umiłowany
Tusio- Jawetka vel rejmania vel JawDash