Źródło: internet, nie wiem.
Kwestia miłości, nienawiści, dobroci, egoizmu, wybaczenia i mamtowdupizmu.
To wszystko tak dotyczy tego, co mam w głowie, że ochujeć można.
Jak to jest? Człowiek jak nie usiądzie i nie zastanowi się, to nie zauważy czyjegoś starania, zaangażowania. Za to niesamowite jest, jak bardzo zauważą brak starań i czyjąś winę. Szkoda, że nigdy nie zauważą jej w sobie...
Jak bardzo może Cię zamroczyć Twoje ego, zafascynowanie czymś... i ten cholerny egoizm.
Ludzie chcą by było dobrze, ale tak trudno jest zauważyć, że zapomina sie o swoim celu? Chcę doprowadzić do jakiegoś kompromisu pomiędzy dwoma osobami. Mam za sobą przejebany CAŁY weekend na myślenie i rozmowy przez cały dzień i całą noc. W zamian za to otrzymuję w pewnym sensie naganę od człeków i życia. Jaka to szkoda, że nie mogłam wcześniej się dowiedzieć, że nikt nie chce żyć w zgodzie, i że woli chować swoją pierdoloną urazę do końca życia.
Tak, szukajcie winy TYLKO w drugim człowieku, tak.
Jestem w ciemnej dupie. Nie wiem, co zrobić, a czasu tak mało.
Chce mi się tym wszystkim rzygać. Mam to olać, pierdolić i być? Czy tylko olać i pierdolić?