Co oni tam robili? Ano, napalm domowej roboty.
W życiu bym nie przypuszczał, że domówka w składzie z samymi chłopakami (tym bardziej całonocna) ma prawo wypalić. Ale było naprawdę nieźle. Nadspodziewanie nieźle powiedziałbym.
Koło wpół do pierwszej w nocy. 6ciu facetów na Nowy Dwór-Krzyżówka szuka czynnego monopolu bo nam się fajki skończ(y)ły. Stoimy w kółku, gadamy. Nagle zza ramienia Adriana dostrzegam jakiegoś łysola, techo-niewiadomo co. Paliliśmy dwa ostatnie szlugi. Miał niesamowity wyraz twarzy. Pierwsza myśl: "O, kolejny frajer chce się ogniem poczęstować.
"<Przechodzień>: Ej, macie może ognia?
<5 osób chórkiem>: Szamanie ognia! Szamanie ognia!
<Chmielu>: Tamta dziewczyna, na końcu stoi. Tak, ty, Szamanie."
Ale, niestety, to był cytat nie z tamtej chwili. Gdyby tamtemu gościowi chodziło o ogień to bym tego, rzecz jasna, nie opowiedział. Zaczął się do nas rzucać. Jakby nie patrzeć było nas sześciu, a on wyraźnie pijany, za to zajebiście agresywny. Wrzeszczał, zaczął obrzucać nas wyzwiskami. W 5 sekund każdy z nas oddalił się o jakieś 3 metry od miejsca gdzie staliśmy najpierw. Pobiegł za Adrianem, który przebiegł przez ulicę, ja powiedziałem tylko "Spotkamy się u Adiego", i powoli począłem się oddalać. Po kilku krokach obejrzałem się za siebie. Gość biegnie w naszą stronę. My z Żabą na drugą stronę cztero-pasmówki. Strach mi się włączył, biegłem nadspodziewanie szybko i w ogóle. Po jakichś kilkunastu sekundach lekko uspokojony odwróciłem się, i zobaczyłem Michała, który karze mi przejść spowrotem na właściwą stronę ulicy.
Wtedy podjechało Audi. Wcięło mi się pomiędzy mnie i Michała. Zasłoniło go. W środku czterech gości w stylu tamtego pierwszego. Serce biło mi zbyt szybko, nie usłyszałem co krzyczą. Ale to nawet lepiej. Zrozumiałem tylko "Czemu nie odpowiadasz, jak się pytamy". Zacząłem iść wzdłuż trasy ich jazdy. Żaba biegł przede mną. Oni wyraźnie zaczęli się rzucać. Rozkminiłem zatoczkę tuż przed nami, szybko wyobraziłem sobie jak wysiadają z samochodu i zaczynają za mną gonić.
Gwałtowny skręt o 180 stopni. Bieg. Główne wejście do biedronki. Jakieś zamknięte kioski. W łapie browar, który zaczyna się wylewać. Przycupłem między dwoma takimi kioskami. Z dwóch stron byłem odsłonięty, ale było wystarczająco ciemno, by się tym nie przejmować. Obaliłem go. W 15 sekund.
Wyrzucam puszkę, patrzę w stronę wejścia do biedronki. Zza biedronki wyjawia się Żaba. Widzi mnie i bez słowa wraca spowrotem. Ja za nim.
Tył biedronki był dosyć oświetlony. Wtedy Audi praktycznie zajechało nam drogę. Jechali tuż obok nas. Na wstecznym. My spierdalamy. Pierwszy zakręt.
Światła się kończą. Zauważyłem zamiast ściany podjazdy dla samochodów dostawczych. Przez myśl przeszło mi, żeby się w takiej wnęce schować, ale się na szczęście powstrzymałem. Biegniemy dalej. Najdłuższy fragment. Podjazdy dla dystrybutorów żarcia. A my biegniemy. Oni tuż obok nas. Kolejny skręt, ja już porządnie zmachany. W życiu tak dobrze mi bieganie nie szło. To pewnie przez emocje. Żaba skręca. Ja za nim. Przeskakuje przez mały płotek ryzykując rozwalenie mordy i to, że oni mnie dogonią kosztem jakichś dwóch sekund przed nami. A oni dalej jadą obok. I wrzeszczą.
Co masz w tym plecaczku, blondasku?
Masakra. Wybiegamy na główną ulicę. Słyszę trzask zamykanych drzwi. Kilka metrów za mną. Przyśpieszam. Nie oglądam się za siebie. Żaba skręcił w stronę wejścia do biedronki. Uznałem, że jest debilem. Zbyt jasno. Na wprost widać bloki. Ciemno w chuja. Ale zanim tam dobiegnę to oni pewnie mnie dogonią. I tak byłem już wykończony. Oni cały czas siedzieli w samochodzie. Wypoczęci. Na tym polu wygrywali.
W końcu zaryzykowałem. Przebiegam przez ulicę. Śmiech za plecami. Wbiegam na trawnik po drugiej stronie. Za plecami dwóch gości, którzy dobiegli do ulicy, ale w końcu wrócili do Audi. Może chcieli mi zajechać drogę po drugiej stronie? Fart, że niedaleko mieszkał Adrian, bo mógłbym ich jeszcze spotkać.
Chwila spokoju. Cień. Nic nie widać. Skręcam w stronę Adiego. Zaczynam iść, ale czuję się jakbym się czołgał. Masakra. W pewnym momencie nawet rozwarzyłem jebnięcie się na trawie. Czułem się jakbym przebiegł kilometr i pobił rekord szkoły. W gruncie rzeczy to nawet nie wiem, czy przypadkiem właśnie mi się to nie udało. Skręcam w prawo. Zaczął się bieg na orientację, uświadomiłem sobie, że muszę jeszcze trochę wytrzymać. Oni mogą tu krążyć w tym swoim Audi.
Fartem jest fakt, że kilka godzin wcześniej Adrian rozmawiał z moją mamą, że nie ma najmniejszego problemu, bym u niego na
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24