[*]
Cudowny był.
Wczoraj się jakoś udało, byłam na koniach. To bardzo cudowne tak sobie wstrzyknąć dawkę szczęścia. To był pierwszy raz od kiedy Jej nie ma... Mimo wszystko powoli wszystko idzie dalej, szkoła jakoś leci. Zaskakujące. Jeszcze pół roku temu ilość pracy X pozwalała na ukończenie roku z 6. Teraz ta sama ilość pracy X nie pozwala nawet zdać, więc wysiłek się potroił.
Ah, no tak, nie wytłumaczyłam, dlaczego tak dawno byłam poprzednio na rancho.
Otóż ślad po mnie zaginął, ponieważ mieszkam poza domem, gdzie dostęp do internetu jest niezadowalający, a i do Rancha daleko, a jakoś tak nie umiałabym chyba już przerzucić się gdzieś indziej.
Właściwie to jestem na kompie pierwszy raz od dłuuugiego czasu.
Nawet nie wiem co mam robić, kiedyś mogłam godzinami siedzieć na kompie, a teraz po prostu nie umiem.
Wznawiam zakończone etapy życia. Większość, niektóych się niestety nie da...
O ile z powodzeniem zdam biologię i historię, oraz fizykę, we wtorek pójdę na dyskotekę.
Muszę się oderwać od rzeczywistości, bo już dawno stała się nazbyt przytłaczająca.
No i może zakupy na poprawę humoru?
Chociaż najchętniej to bym się przeprowadziła na Rancho i mieszkała, chociażby w boksie.
Fajnie, mieć taki swój azyl.
No i jeszcze dziwne jest to, że od września zresetowało się życie.
Koniec z końmi, koniec ze znajomymi, koniec z wolnym, koniec z domkiem, koniec z gimnazjum, koniec z nudnymi popołudniami, koniec z beztroską.
Mnóstwo nowych ludzi, planów i marzeń,
ale na pytanie czy tak jest lepiej, nie umiem odpowiedzieć.
Najnajnajchętniej to bym się cofnęła do ostatnich dwóch tygodni sierpnia i utknęła w zapętlonym continuum czasowo-przestrzennym.
Kiedyś też nie mogłam przeżyć bez ludzi, a nagle jest ze mnie indywidualistka.
Ale coś musiałam napisać, żeby kotek też miał towarzystwo, chociażby literek.
Trzymaj się kotku, wesołego nowego życia, w kocim niebie.