Prawdopodobnie Walt Disney się w grobie przewraca, no ale co tam, nie? Dobre zdjęcie nie jest złe. Ogólnie rzecz biorąc dzień minął zwyczajnie. Wstałam, zjadłam śniadanie, tak, cudowne śniadanie - zupka chińska, ale nieważne. Pojechałam też do Kościoła na 12. A dzisiaj pierwsza niedziela miesiąca, wiesz było tak zwane "klęczenie", nie mam bladego pojęcia jak to się nazywa, no wiecie, oficjalnie. Myślałam, że zemdleję. Chciałam wyjść, ale to był najważniejszy moment, więc raczej nie powinnam. Zostałam - wytrwałam, dzięki Bogu. A było ciężko, serio. Jak przyjechałam z kościoła zjadłam obiad, potem obejrzałam film z mamą, to znaczy.. Tak w połowie z mamą. Bo ona wcześniej obejrzała początek, a ja nadrabiałam, heh. To był film pod tytułem "Jak ona to robi?" Czy jakoś tak, nie wiem dokładnie, ale fajny, komedia, w każdym razie śmieszna, a to się liczy. Po tym filmie zasnęłam, byłam zmęczona, a w dodatku okres, coś strasznego. Jak się obudziłam było po 16 kilka minut, nie wiedziałam czym się zająć. Zjadłam sobie gołąbka, tradycyjnie bez kapusty, bo nie lubię, heh. Pamiętniki z wakacji leciały, więc też obejrzałam. Najchętniej to poszłabym na dwór, ale jest zimno, a do tego nie ma nikogo, więc po co mam siedzieć sama? Także teraz postanowiłam sobie włączyć kompa i cieszyć się ostatnim dniem dłuuugiego weekendu. Wszystko co dobre, szybko się kończy, heh. Dobra, pisałam to z ogromnymi przerwami, plus nie wiem czy zrobiłam jakieś błędy, mniejsza. Trzymajcie się wszyscy, sorry za ten chaos, który tutaj zapanował. Miłego dnia, końcówki dnia. Powodzenia wszystkim jutro, siedziemy w tym gównie razem, a co. 

* * *  

Suuuuuuuuuuuuuuuuuugar! m/ 

miłego tygodnia, do zobaczenia w weekend.