-Jak myślicie, która z postaw pacjenta sprawia, że lekarz wchodzi w rolę dorosłego?
- To w jaki sposób pacjent upupia sam siebie- Grupa ryknęła śmiechem, a najgłośniej śmiała się prowadząca. Zdębiałam na krótko. Przez chwilę jeszcze łudziłam się, że to zaskoczenie jest powodem śmiechu. Musiałam jednak wyjaśnić prowadzącej co mam na myśli, a potem do końca zajęć przypisywano mi autorstwo tego określenia.
Nie, nie. Jestem ostatnim człowiekiem na świecie, który skory byłby do spisania żelaznego kanonu, który powinni przerobić wszyscy. Różnorodność jest fajna. Ignorancją popisują się tylko Ci, którzy zarzucają ignorancję innym ale& No właśnie- ale im dłużej studiuję tym bardziej smutnymi konstatacjami dotyczącymi moich kolegów i koleżanek zaczynam się wypełniać.
Psychologia, psychologowie.
Zajęcia odbyły się w dusznym podziemiu jednego z akademików. Przez cały czas ich trwania mieliśmy przedstawiać scenki lekarz-ułom versus pacjent-głąb. Pod koniec każdej można było usłyszeć tętent końskich kopyt i oto na scenę, na białym arabie najlepszej krwi, wjeżdża Superpsycholożka. Odtrącała nieszczęśnika grającego konowalskiego-przyglupa i pokazywała nam jak TO się robi. Swoje cudowne psajko-panaceum okraszała rozlicznymi anegdotkami, których była niekwestionowanym bohaterem.
Słabe to było, za długie i źle pomyślane. Z rzeczy, które potrafią mi się przydarzyć strata czasu jest tą najdotkliwszą.
Pediatria.
Dziewczynka, która przyszła na świat bez dwóch (czterech?) żeber (dotykanie jej było czynem niemal świętokradczym. Wątroba wypłynęła w otchłań brzucha daleko, daleko). Potem, jeszcze był ten chłopiec z chorobą sierocą (45 minut namawiania go do kontaktu, potwornie męczące i przykre. Uderzał małą, opuszczoną główką o metalową kratę łóżka, krzyczał, dłubał w wenflonie. Wyrywał nam koszulkę i ubierał się podczas badania. Dopiero kiedy wszyscy już poszli dał sobie pomóc w nalewaniu soku. Ale i tak w bardzo zosia-samosia sposób. Mogłam tylko trzymać kubeczek, on przechylał karton, który był połową jego wzrostu). Na koniec dziewczynka z zespołem żyły głównej górnej (wzbudziła sensację, bo została przyjęta z powodu obrzęku na twarzy, a prześwietlenie wykazało poszerzone żyły krążenia obocznego i zator, który zablokował w całości żyłę główną górną- drogę odpływu krwi do serca z całej górnej części ciała. Kto żyw na oddziale doskakiwał do zdjęcia, przechadzał się pod drzwiami Sali, na której leżała obok niepoinformowanej jeszcze o niczym mamy, albo przysłuchiwał się debatom nad tym co dalej. Niezwykłe i rzadkie. Diablo ciekawe.) Byłam jeszcze świadkiem przyjęcia dziecka z noworodków (po sepsie, a tak naprawdę wciąż z infekcją. Pięć membran od stetoskopów przytkniętych do tego niewielkiego ciałka, skupienie na pięciu dorosłych, wykształconych twarzach, widok-pocztówka)
Dziś byłam na fakultecie o zaburzeniach odżywiania. Żaby przyszpitalne powariowały i wybyły na ścieżkę prowadzącą do kliniki zdrowia psychicznego. Leniwie produkowały przyszłość dla swoich genów dając się przy tym rozjeżdżać przez nieuważnych kierowców. Ich trupy walały się w nieprzyzwoitych ilościach nadając porankowi odpowiedniego dla okoliczności, nonsensownego zabarwienia. Jeszcze w tramwaju oddział psychiatryczny zaanonsował jego herold młody mężczyzna w czerwonej kurtce i czapce z pomponem. Stał sztywno, nie stykając się z nikim i z zamkniętymi oczyma szemrał swoje tajemnicze zaklęcia
- Eksperymenty medyczne....szepczą do siebie, mówią teraz, mruczą, wiedzą, że słyszę....nie dotykaj mnie...będzie teraz przechodził...trzeba zająć strategiczne pozycje..Taniec z Gwiazdami... Wysiadał na tym samym przystanku co my (Panna Fajowa, z którą trzymam i ja). Któraś jego część, z tych pogrążonych w hałaśliwym mroku jego znękanej głowy, pchała go w przód, tam gdzie szpital, gdzie pomoc. Szedł więc wieszcząc czyny gwałtowne i pory, szczypiorki zielone.
Dostanie się na oddział młodzieżowy było niezłym wyczynem. Oznaczenia są niejasne, kontradyktoryjne. Musiałyśmy poczekać kilkanaście minut przed rozpoczęciem się fakultetu bo pani doktor miała nadzieję, że pozostała dwójka zapisanych na dziś studentów pojawi się pomimo żab i tramwajowych wieszczów. Na korytarzu dojrzałam wpółobjętą parkę przechadzającą się tam i sam. Wyglądali na przejętych trochę. Za chwilę ta niewysoka, brązowowłosa dziewczyna pójdzie do toalety i wykręci żarówkę. Stłucze ją by mogli się pociąć. Żeby tylko jej tu nie zostawił, żeby jeszcze nie wychodził. Wszystko zostanie udaremnione, a my dzięki nim spędzimy dwie godziny na zajęciach czysto teoretycznych. Tragedie i tragedyjki.
Mimo braku kontaktu bezpośredniego z pacjentami nie nudziłam się nawet przez chwilę. Prowadząca zabrała nas do gabinetu, pokazywała życiorysy, kontrakty anorektyczne, opowiedziała bardzo dużo o zaburzeniach odżywiania, terapiach, historiach.
Kontrakty zrobiły na mnie dość ambiwalentne wrażenie. Zaczynały się ponurym kopniakiem w postaci wagi obecnej (żadna nie przekroczyła 41 kg), a kończyła obostrzeniami, błędami ortograficznymi wszelkiej maści, ubitymi targami (wymiana pasztetu na szynkę, ryby na parówkę) i obietnicami (pół godziny leżenia po posiłku zamiast godziny, dwa telefony w tygodniu w zamian za każdy przybrany kilogram).
Przypomniało mi się jak na ubiegłorocznych praktykach w POZcie spotkałam dziewczynę (absolwentkę pielęgniarstwa), która pracowała na oddziale dziecięcym. Opowiadała o anorektyczkach jak o dzikich, opętanych zwierzątkach.
- Mieliśmy raz cztery anorektyczki na oddziale bo nam jedną nadprogramową wcisnęli i to był dramat. Bo są tylko trzy stoły, a ich nie można sadzać przy jednym bo jedna obserwuje co druga żre i wtedy już żadna nie żre. Do tego zamykają się w pokojach i jak opętane ćwiczą i trzeba je pilnować żeby tego nie robiły. A jakie mają pomysły żeby ukryć jedzenie, albo co zrobić żeby na ważeniu mieć więcej kilogramów!
Wtedy bawiło mnie to jak słuchanie o nieco obscenicznych zwyczajach ludów marsjańskich. Teraz dopiero dowiedziałam się jak ciężką pracę muszą wykonać sami chorzy, lekarze i rodziny żeby się z tego bagna wydostać.
No- to tak tytułem powrotu na bloga po przerwie.
Na razie to wszystko. Mam nadzieję, że luki w natchnieniu opuściły mnie już na zawsze;)
Bywajcie do następnego razu (w zdrowiu najlepiej;))
zdjęcie z:http://ggalleryslo.blogspot.com/2012/01/jeanne-lorioz-france.html
Inni użytkownicy: trionelmasterplroksejn666rolbrixpatrol9977karolinapiwkokacyczeklexiorliluux3haowsi
Inni zdjęcia: DaWsTe : I'M BAAACK! dawste1546 akcentova981 tennesseelineBar pod palmami bluebird11Kominy lubię. ezekh114Motylki fruwają :) halinamRyjkowiec żołędziowy wiesla25.7.25 inoeliaDroga do baru bluebird11Narodowo, wojskowo. ezekh114