Po południu znowu idę do Ptaśka . Zaczynam wątpić czy to w ogóle ma sens. Rzecz w tym, że wcale nie jestem pewien, czy chcę, żeby Ptasiek oprzytomniał. Ten świat to jedna wielka kupa gówna; im więcej mu się przypatruje, tym gorzej wygląda. Ptasiek pewnie wie, co robi. Martwić się o nic nie musi, zawsze ktoś o niego zadba, ktoś go nakarmi. Możesz przeżyc całe życie, udając zasranego kanarka. I co w tym takiego okropnego? Jak Boga kocham, sam dałbym się zamknąć w jakimś domu wariatów. (...). To by się dalo zrobić. A może to już znaczy, że jestem stuknięty? Czuję, że wcale nie jest takie złe, żeby ktoś inny podejmował za mnie decyzje.