Słucham sobie radia robiąc notatki z biochemii i właśnie dotarła do mnie informacja, że związkowcy chcą zwiększenia podatków do 50% dla osób, które zarabiają więcej. Wkurwiają mnie takie rządania. To takie typowo polskie "ktoś się dorobił, komuś się udało, a mi nie to będę się domagać jego pieniędzy, bo przecież mi się należą". I jaka w tym motywacja dla młodych? Po co się uczyć, po co się rozwijać, po co zapierdalać, jak i tak państwo ci zabierze. Zarobiłeś za dużo to oddawaj połowę. I łudzą się, że te pieniądze trafią do biednych i naprawdę potrzebujących pomocy. Nie trafią, bo takie mamy państwo, że po drodze je rozkradną albo oddadzą na kościół. Człowiek się kształci, pracuje, a potem musi oddawać na tych co im się nie chce. Bo po co mają pracować jak mogą dostać zasiłek i też jakoś przeżyć. I nie mówcie mi, że tak nie jest, wiele ludzi właśnie w taki sposób przeżywa całe życie. Bo jest biedny, bo nie ma pracy, bo trzeba mu przecież pomóc jak taki biedny. A jak ktoś ciężko pracuje i ma dobry pomysł na życie, to trzeba go gębić. Bo przecież wszyscy muszą być jednakowo biedni.
A jeśli chodzi o walkę z biedą to chyba nie tędy droga. Najprościej zabrać innym. Tylko że to niewiele zmieni.
Wyraziłam swoje oburzenie i mogę wracać do nauki. Chociaż wizja tego, że jak kiedyś może mi się w życiu uda, to i tak mi zabiorą, niezbyt mnie do tego motywuje.