Coś przychodzi, coś odchodzi.
Ale czuję w sercu, że aktualne coś jest dużo, dużo lepsze od poprzedniego coś.
Nie było mnie tu strasznie, obrzydliwie długo. BO W SUMIE PORZUCIŁEM PISANIE TUTAJ, BLEH.
Piszę, bo coś tu pisać mi kazało. Mimo kurzu tutaj.
Więc co się wydarzyło od kwietnia?
Po pierwsze byłem na najbardziej kozackim i potężnym koncercie ever, jako prezent na gwiazdkę, yeah!
Jakieś pedały, Ensiferum, Children of Bodom.
Potem majówka, długo wyczekiwany moment w moim życiu, w końcu "poznałem" swą bratnią duszę, Laskę Kingowską. Było prześlicznie, czekam na kolejne spotkanie!
Potem różne wzloty, upadki, jakieś chore pobyty w szpitalu, zniszczone migdały, zakończone związki.
Ledwo zdałem w sumie, przez szpital. Ale zdałem. Wakacje w 70% spędziłem bardzo dobrze. Pomijając fakt, że Woodstock przeleżałem w szpitalu, tak. I migdałków już nie mam, ani jednego. Koniec z migdaleniem się. Kropka.
Po wyjściu ze szpitala dwa tygodnie bez rodziny.
Skyway, lody na obiad, Zuziakowanie całymi dniami.
Okazało się, że po przełamaniu się i zebraniu odwagi, ktoś tak względnie odległy, stał się tak bliski sercu.
Tak ogólnie to Lipiec < Sierpień. I to dużo, dużo bardziej.
Ponownie spodobało mi się pisanie, chyba powrócę do tego.
Na zdjęciu moje słodkie małe coś, Zuziaczek. <3