Zwykła piętnastolatka chcąca schudnąć, nienawidząca siebie. Traci wszystkich przyjaciół po kolei, zawodzi się na większości, wszyscy zaczynają być dwulicowi.. Jej rodzina się rozpada, najbliższa osoba zmarła. Zakochana w chłopaku od 10 miesięcy, który ma to bardzo głęboko. Pisząca to na swoim photoblogu, którego i tak nikt nie czyta bo w końcu nie jest ciekawy, i tak nie chudnę, stoję w miejscu, nie radzę sobię. Nie mogę się skupić na szkole, staczam się z dnia na dzień coraz bardziej. Nie mam już sił wstawać z łóżka. Jedyne miejsce gdzie mogę się wyżalić, taa. Miło mi ze świadomością, że przeczytają to góra dwie osoby, które i tak mnie nie znają więc pomyślą CO MNIE TO OBCHODZI. Czytam książkę i zataczam się w inny świat, do którego uciekam, a i tak nie jest on kolorowy. Kładę się spać wiedząc, że jutro czekają na mnie nowe wyzwania i przeszkody, że znowu będę musiała udawać, że wszystko jest wporządku. Chcę tu zostać na zawsze, leżeć i nie wstawać czuć jak umiera każda część mojego ciała tuż po psychice. Czuję się samotna pomimo wszystkiego, czy to normalne? Może zwariowałam.. Może to ten wiek? Wiek burzy hormonów, może nie wiem co w ogóle mówię? Może ktoś mnie rozumie, jakiś ktoś kogo nie znam. Nikogo tu nie znam.. czuję to co Wy, gdy piszecie ile schudłyście, a ja tak nie potrafię, jestem morsem, chyba już na zawsze..