To był męczący tydzień... Poniedziałek byłyśmy praktycznie do 19 same, we wtorek przywieźli narożnik, więc cały wieczór składanie, w środę ogarnęłam cały dom ( wszystko oprócz mycia podłóg i naczyń :P) wczoraj udało się wreszcie zrobić zdjęcia w makach ( o czym marzyłam już od dwóch tygodni, fart, że jeszcze nie przekwitły wszystkie ;)).
Dziś Dawid jedzie na weekend kawalerski ( tak tak, wieczór to za mało! ;D), na szczęście będzie mama, bo prawdopodobnie bym padła, choć kto wie ;).
Po tym tygodniu przyłapałam samą siebie na tym, że do snu nucę sobie melodyjkę z Emilkowego bujadełka... Masakraaa.
Wakacje już praktycznie zaplanowane! Wyjazd w góry, w rodzinne strony dziadków od strony taty ;).
Doczekać się nie mogę! Olka, jedziesz też? :D
Dzidzia śpi, więc mam czas na "Kosiarza" Pratchetta, powrót do czasów gimnazjalnych ;). W międzyczasie (haha) muszę rozwiesić i nastawić pranie i oczywiście zmywarka do rozładowania... Przynajmniej nie muszę myć tych głupich głupich garów...
Ejjj nie mam pomysłu na obiad...