Photoblog.pl

Załóż konto

Czas pokaże

Wyświetleń: 162

Zdjęcie z opuszczonego parku atrakcji dla dzieci, które konsekwentnie pochłania przyroda. Byłam tam w niedzielę.

 

Dzisiaj idę do szefostwa, powiedzieć, że się zwalniam. Denerwuje się, bo wiem, że nie znajdę zrozumienia tylko będę się musiała tłumaczyć i stanę się wrogiem sekretariatu nr 1. W tym tyg. mam siedzieć do 21, ale nie mam już zamiaru. Do końca tyg. chce jeszcze uczyć grupy z tych wcześniejszych godz. i dać też czas koleżance, która jest koordynatorem na znalezienie kogoś, kto weźmie za mnie te godz. Ja też brałam w styczniu godz. kolegi, który się zwalniał. Co do sekretariatu to szef i tak już zatrudnił nową dziewczynę, więc kogoś na moje miejsce już ma. Nową pracę będę kończyć o 16:00, dlatego jedną gr. z 17:00 mogę sobie zostawić, niestety to jedyna jaką mogę. Nie będę kłamać, będę tęsknić za tymi dzieciaczkami, ale moim dobrym kontaktem nie zatankuje aut, ani nie zrobię za niego zakupów. Gdy inni się zwalniali to robili to z dnia na dzień, dlatego myślę, że tydzień na działania jest odpowiedni. W związku z tym, że robiłam na zleceniówce, nie liczy mi się to do urlopu w nowej pracy, aż mi się płakać chce, bo przez rok starałam się, jeździłam swoim autem, wynosiłam śmieci, chodziłam na pocztę i do księgowej, robiłam zakupy do sekretariatu, brałam nagłe zastępstwa, bo kolega nie przyszedł do pracy albo koleżance nie przyjechał autobus i leciałam, żeby dzieci nie straciły lekcji, brałam godz. tych co się zwalniali, brałam wszystkie zastępstwa jakie się dało, odbierałam tel. od szefa przed pracą, robiłam miesiąc ze tę chamską dziewczynę, bo jej mąż miał covida i siedziałam wtedy dzień w dzień do 21:00 ,a przychodziłam jeszcze specjalnie wcześniej, żeby wyrobić się z robotą. Zamykałam całą szkolę, sale, okna, korytarze, alarm, roznosiłam książki i listy gr. dla lektorów na kolejny dzień, żeby mieli z czego prowadzić lekcję, sama też te książki przygotowywałam według planu, spisywałam umowy, robiłam wyliczenia kursów, rozmawiałam z tabunem rodziców, do tego chamstwo i prostackie odzywki dziewczyny z którą pracuje, a teraz tak naprawdę wychodzi na to, że nic z tego nie mam, nie liczy mi się do urlopu, prawie rok pracy poszedł się jebać.

 

W czwartek przyszła lektorka i zaczęła rozmawiać z koordynatorką, wyszedł jakiś błąd w uzupełnianiu list, zaraz za ścianki wyszła "kierowniczka biura", czyli ta dziewczyna, która ma do mnie problem z dupy, z tekstem "To się myśli co się robi, może założę kredyty i będę dawać do podpisu bez czytania, a ty podpiszesz" i zaczęła się śmiać zaciągając przy tym jak świnka. Myślałam, że chuj mnie strzeli jak z tym szyderczym uśmieszkiem dogadywała tej młodej dziewczynie. Ta lektorka jest chwalona przez klientów, stara się, mam z nią jedną gr. na pół i super nam się współpracuje. Koniec końców wyszło, że lista była źle przygotowana przez "kierowniczkę biura", koordynatorka przyznała, że wina wyszła z sekretariatu i przeprosiła, tamta oczywiście, że nie jej wina i niech patrzą co wpisują. To nie był jakiś poważny błąd, od którego miałaby zależeć reputacja całej szkoły, ale oczywiście trzeba było to wyolbrzymić. Przed lekcją poszłam przeprosić lektorkę, bo było mi przykro, że ją tak potratowała.

 

Będzie mi mega brakować koordynatorki, która odwala kawał dobrej roboty, wkłada w to serce i do tego często też załatwia sprawy poza godz. pracy, nie raz ratowała ostro chujowe sytuacje, do tego jest matką, ma też dużo więcej obowiązków w życiu niż ja. Jest też prywatnie bardzo miłą kobietą, która zawsze mi pomagała kiedy o to poprosiłam, dlatego będę też tęsknić za pracą z tak przyjemnym człowiekiem.

 

Coś się kończy, aby coś innego mogło się zacząć. Nie mogę zostać w miejscu, które nie odzwierciedla moich starań. Chce mieć umowę o pracę, móc wziąć urlop, prawa. Chce pracować z ludźmi, którzy mnie szanują i być więcej w domu, a nie tylko się mijać z moim chłopakiem. W życiu chodzi o coś więcej niż sama praca, o szacunek, spędzanie razem czasu, nie chce potem żałować, że goniłam i starałam się za czymś czego nie było.