Czasem wyobrażam sobie życie jako ocean.
Po którym pływa mnóstwo okrętów, jachtów i łodzi.
Na każdym statku jest grupa ludzi.
Ludzi, których połączyło wspólne szczęście, zabawa, miłość lub nawet wspólny smutek i cierpienie.
A ja pokonuję zimny ocean wpław.
Co jakiś czas zachłysnę się słoną wodą, co jakiś czas spróbuję wdrapać się na pobliski okręt.
Czasem nawet ktoś pomaga mi się tam dostać.
Ale wtedy coś ciągnie mnie w dół.
Moje ciało wplątuje się w śrubę, wyrzucając mi podobne pomysły z głowy.
I dalej pływam samotnie.
Zastanawia mnie tylko...
Co będzie gdy moje mięśnie nie będą w stanie dalej pracować?
Czy ktoś wyłowi mnie z lodowatej odchłani?
A może opadnę na dno,
a moje ciało na zawsze polegnie na zgniłych wrakach statków?
... A może zanim to się stanie... uda mi się wspiąć na pokład... I ktoś okryje mnie ciepłym kocem szepcząc co chwila, że już jestem bezpieczna?
http://www.youtube.com/watch?v=HsfS2PNPRgs