http://www.youtube.com/watch?v=8NiVrv1VT-Q
powiedzmy, że czujesz się w stanie stuprocentowego spełnienia. masz przyjaciół, ludzi godnych zaufania i ogólnie cała reszta się układa tak jak powinna. gdzieś pomiędzy pojawiają się mniejsze lub trochę większe problemy, ale to norma, tak musi być bo to życie. nagle pojawia się szansa na jakiś przełom. zawsze powtarzałam sobie, że warto ryzykować. szanse wynoszą pół na pół, możesz coś stracić lub zyskać coś wyjątkowego, innego, świeżego. mimo wszystko to zawsze jakiś krok w życiu. po co stać w miejscu skoro może być jeszcze lepiej? jestem realistką z często aktywującą się domieszką pesymizmu. a optymizm? to abstrakcja. wolę się dystansować na swój sposób do świata. ok, wdrażasz tą "nowość" do swojego życia. innym się udało, bo się postarali. mnie również stać na coś takiego, na ten niby "wyjątkowy" stan. przekonujesz się po jakimś czasie, że wow UDAŁO SIĘ. skoro to tylko 100% mnie, to pokażę ten kolejny procent i kolejną część i będę się dalej starać. starać, inaczej pracować nad sobą, ale nie dla siebie tylko dla kogoś, bo to stanowi motywacje. przyzwyczajasz się, dopasowujesz dotychczasowe życie do nowo napisanego grafiku, poświęcasz swoje plany, które miało się w głowie już dłuższy czas i jest tak wspaniale że ucieka Ci przeszłość i przyszłość, bo czas obecny to idealna opcja i chcę nią żyć, kontynuować bycie naprawdę szczęśliwym człowiekiem. i podobno to MIŁOŚĆ... a ja jestem tylko małym ludziem pośród reszty ludzi i jak każdy mam te uczucia. ale oddam je z dopłatą. częściej czuję się jak gówno niż człowiek który jest wart drugiego człowieka. i może tego nie widać, bo jednak preferuję się gapienie, patrzecie, "obczajanie" z góry na dół niż rozmowę ale wrażliwością to ja mogę obdarzyć pół tego świata.